Proponuję inny punkt widzenia. Fakt, że firma, która pragnie trafić do młodego klienta, używa wizerunku Włodzimierza Iljicza, aby się beztrosko promować, to dowód na to, iż założyciel Związku Sowieckiego nie ma opinii postaci złowrogiej. Wręcz przeciwnie – jest często postrzegany jako ideowiec, poprzednik Stalina, który miał dobre intencje i chciał komunizmu z ludzką twarzą. W tej wizji dziejów komunizm nie jest zbrodniczym totalitaryzmem, ale jedną z licznych odmian lewicy, zaś dokonywane przez komunistów kolejne masakry, zbrodnie, czystki, eksterminacje całych narodów to tylko błędy i wypaczenia ogólnie słusznej idei.
Taka opinia to gorzki dowód, że w ciągu ostatnich 25 lat, tworząc nowego kapitalistycznego człowieka, wychowano pokolenie historycznych analfabetów. To także dowód na to, jak bardzo zaniedbano w Polsce edukację historyczną. To kolejny kamyczek do ogródka rządu Donalda Tuska, który przygotował reformę edukacji ograniczającą zakres nauczania historii.
Boję się nawet domyślać, jakie skojarzenia przychodzą do głowy młodym Polakom, gdy słyszą nazwisko Lenina. Może myślą o sprawiedliwości społecznej? O wolności i równości? To całkiem prawdopodobne, skoro nazwisko Edwarda Gierka, I sekretarza PZPR z lat 70., stało się dziś synonimem spokoju i dobrobytu, a kiełbasa „jak za Gierka" króluje w ekskluzywnych sklepach wędliniarskich – choć, jak ostatnio zauważył Ryszard Bugaj – w czasach Edwarda Gierka produkowano najwyżej „produkt kiełbasopodobny".
Tyle że wolność Lenina i dobrobyt Gierka to legendy z tego samego podręcznika długiej historii komunizmu. Używając znanego powiedzonka: mają one tyle wspólnego z prawdziwą wolnością i dobrobytem, co krzesło elektryczne ze zwyczajnym krzesłem.
Skoro mamy do czynienia z powszechną historyczną ignorancją, to czy warto kruszyć kopię o jednego Lenina z reklamy? Moim zdaniem warto. Dzięki protestom, jakie wywołał mały rysunkowy wódz wielkiej rewolucji, być może choć część Polaków się dowie, że był on jednym z największych zbrodniarzy w dziejach.