Obniżenie wieku szkolnego miało być symbolem cywilizacyjnego skoku, jaki dokonuje Polska pod rządami Donalda Tuska. Skończyło się jednak tak jak z kilkoma innymi planowanymi skokami – informatyzacją szkół (laptop dla każdego ucznia), cyfryzacją administracji państwowej, systemu poboru podatków... Czyli porażką.
Reforma edukacji sześciolatków nie mogła odnieść sukcesu. Państwo spotkało się z gigantycznym oporem rodziców, z oporem, który trwa do dziś. W tym roku, mimo namów ministerstwa i zachęty dla samorządów, do pierwszych klas poszło tylko... 17 proc. sześciolatków.
Zresztą już na początku szumnie anonsowane zmiany zostały niemal wstrzymane, a potem termin ostatecznego wejścia w życie reformy nieustannie przesuwano.
Polski system szkolnictwa jest w głębokim kryzysie. Choć to najważniejsza inwestycja w przyszłość, resortem edukacji od pięciu lat kierują osoby powszechnie uważane za nieudolne.
Jeśli gdzieś szukać plusów nieudanej reformy, to jest nim wspomniana już mobilizacja społeczna rodziców. Dzięki uporowi resortu edukacji w opozycji do rządu powstało niezwykle prężne środowisko – apolityczne i kompetentne, specjalizujące się w sprawach edukacji, które dziś nie tylko zbiera podpisy pod referendum w sprawie sześciolatków, ale też zajmuje się wieloma innymi problemami polskich szkół.