Czasami Michalski stosuje daleko idącą prowokację, twierdząc np., że intelektualiści stanowiący myślowe zaplecze PiS (albowiem spotykali się z prezydentem w Lucieniu) kreują "programową pustkę". Odważny to zabieg, gdyż ktoś nieznający Michalskiego mógłby pomyśleć, że nie zna on albo nie rozumie tekstów Legutki, Krasnodębskiego, Cichockiego, Gawina czy innych.
Mnie jednak zafascynował komentarz redaktora naczelnego "Dziennika" Roberta Krasowskiego, zamieszczony tuż obok wywiadu i dezawuujący rozmówcę, zatytułowany "Filozof królem". "Wywiad z Dornem jest ciekawym świadectwem, jak intelektualista pogubił się w polityce" – zaczyna autor. A potem jest jeszcze lepiej.
Pomysł, aby przy wywiadzie zamieszczać komentarz, w którym tłumaczy się czytelnikowi, jak ma traktować – a traktować ma niepoważnie – osobę odpytywaną, idzie dalej niż praktyka "Wyborczej", która swojego czasu komentarze zamieszczała obok tekstów informacyjnych, aby czytelnik od razu rozumiał ich sens. Trudno jednak wystąpienie Krasowskiego traktować wyłącznie w kategoriach pedagogicznych. Przypomina ono kabaretowy pomysł, aby kogoś zaprosić do publicznej wypowiedzi, a w trakcie robić sobie z niego jaja.
Po długim namyśle zrozumiałem: Krasowskiego poniosło. "Chciał po prostu okazać pogardę intelektualnej słabości, banalizmowi ludzi uchodzących za autorytety". Krasowski-intelektualista nie mógł już wytrzymać samoograniczenia się do funkcji redaktora. Dlatego w krótkim tekście cytuje Oaksehotta i Heideggera, odwołuje się do biografii Platona, nie mówiąc już o obficie przywoływanych polskich intelektualistach. Dlatego nie mógł poczekać i swoich wywodów zamieścić osobno, aby chociaż pozory zostały zachowane. Wszystkie inne wyjaśnienia, które przyszły mi do głowy, były bardziej niepokojące.
Skomentuj nablog.rp.pl/wildstein