Dziś niektórym nawet wyrok dożywotniego więzienia wydaje się nieludzki. A co dopiero kara śmierci, którą dawno już okrzyknięto okrutną i niegodną cywilizowanego człowieka. Ponieważ jednak w innych częściach świata, w tym w Stanach Zjednoczonych, wyroki śmierci wciąż zapadają, nie milknie także debata na ten temat.

Toczy się ona również wśród filozofów i publicystów katolickich. Bo wbrew rozpowszechnionej opinii Kościół nigdy nie podważył prawa do wymierzania kary śmierci, a katechizm mówi jedynie, że współczesne społeczeństwa mogą się bez niej obyć. Czy tak jest w istocie? – na to pytanie próbują odpowiedzieć autorzy tekstów zamieszczonych w nowym numerze polskiej edycji pisma „First Things”.

Publicysta Joseph Bottum i profesor uniwersytetu w Austin J. Budziszewski zgadzają się co do jednego: morderstwo wprowadza w świecie nieład, ponieważ sprawca odbiera ludziom życie, spokój i dobra doczesne. Wymierzona oprawcy kara przywraca sprawiedliwość, a zatem chroni społeczeństwo. Ale czy tę funkcję spełnia kara śmierci – o to już toczą spór.

Podczas gdy Bottum swój wywód opiera na fundamentalnej dla abolicjonistów encyklice Jana Pawła II „Evangelium vitae”, Budziszewski skupia się raczej na rozważaniach, co jest istotą kary śmierci. I odpowiada: – Odpłata, a bez sprawiedliwej kary odpłata za zło nie jest możliwa. Nie ma to jednak nic wspólnego z prymitywną zemstą, jak twierdzą niektórzy. „Sprawiedliwość – pisze Budziszewski – jest nieubłagana; zło musi zostać ukarane”. Drugorzędna jest przy tym odstraszająca funkcja kary śmierci. Najważniejsze jest to, że daje ona przestępcy szansę na „przemianę serca”, a zatem – na odkupienie win.

Tyle że ta banalna, zdawałoby się, prawda, niemal nie przebija się do świadomości mieszkańców Europy Zachodniej. Ale czy można się temu dziwić, skoro sama próba podjęcia dyskusji na ten temat jest tu uznawana za rzecz w złym guście.