Teraz widać, że gdy rząd zabrał prezydentowi samolot, to wynikało to nie z żadnych niskich motywów – niewczesnej ambicji, chęci postawienia na swoim, upokorzenia potencjalnego kontrkandydata – ale z troski o dobre imię Lecha Kaczyńskiego, by ten przypadkiem się nie skompromitował. Byli tacy, co tego nie zauważali. Dlatego rząd poszedł krok dalej. Zamiast ukarać prezydenta za to, że próbował wywołać w Gruzji drugie powstanie warszawskie, zamiast strofować go za wielką drakę i napaść na posterunek w Osetii, której skutkiem będzie pogorszenie dobrych stosunków z Rosją, premier okazał mu miłosierdzie.

Oczywiście, ludzka niewdzięczność nie zna granic. Kaczyński nie tylko, że nie chce dziękować, choć uwolniono go od nieobliczalnego pułkownika Krzysztofa Olszowca, ale jak zawsze wylewa żółć.

Widząc przeto tę konsekwencję w czynieniu dobra postanowiłem i ja poddać premierowi pewną myśl: czy nie warto dla bezpieczeństwa prezydenta zbadać, kto mu gotuje, zupę przyrządza, wino wybiera? Czy nie warto zbadać, jakiej używa komórki? W co się ubiera? Czy schody w pałacu aby na pewno są proste? A samochód sprawny?

Nie wątpię, że polski rząd nie pozostanie wobec tych potencjalnych zagrożeń dla naszej głowy państwa obojętny. I że otoczy ją jeszcze większą opieką. Jak kochać, to kochać.

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/11/28/pawel-lisicki-postepy-cywilizacji-milosci/]skomentuj na blogu[/link][/b]