Dla każdego dziennikarza starającego się zachować w tym żałosnym maglu w jaki zmieniono polskie życie publiczne, zdrowy rozsądek, i bezstronność w ogólnym amoku świętej wojny, to miód na serce.
Tu się w całej rozciągłości zgadzam z Bogdanem Rymanowskim, który stwierdził, że dziennikarz może być zadowolony wtedy, kiedy obrażają się na niego politycy ze wszystkich opcji. Nie wypadało laureatowi dodać: a koledzy po fachu nie potrafią ukryć zawiści. Więc ja to dodaję.
Może to nastrój świątecznej radości sprawia, ale nawet w owym ataku, jaki przypuścił na Rymanowskiego jeden z wicemichników, widzę powody do radości. Środowisko jednomyślnie się na niego oburzyło, a ja się ucieszyłem, bo oto po prostu wyszedł ze wspomnianego wicemichnika klasyczny par excellence udek – figura, o której w ostatnich latach nieco zapomnieliśmy. Jak w najlepszych czasach tej formacji: bezbrzeżnie przeświadczony o swej wyższości, o przysługującym mu prawie do recenzowania i pouczania wszystkich wokół i w tym zarozumialstwie zupełnie niepotrafiący zrozumieć, że czasem, nawet będąc czegoś bardzo pewnym, wypada się ugryźć w język.
Myślałem chwilami, że wraz z "partią ludzi rozumnych" ten typ już wymarł, że nawet "Wyborcza" czegoś się nauczyła. Szczęśliwie nie. Co mnie w tym cieszy? Że, jak w "Samych swoich", nie muszę szukać nowego wroga, skoro stary wciąż jest pod ręką. Wesołych świąt!
Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2008/12/23/radosc-pod-jemiola/]blog.rp.pl/ziemkiewicz[/link]