Ukraina chciałaby ostatecznie wyrwać się z objęć Kremla i rzucić w ramiona Zachodu. Zamierza jednak osiągnąć ten cel jak najmniejszym kosztem: płacąc nadal ulgową stawkę za gaz dostarczany z Rosji, opierając się na ciężkim przemyśle i rolnictwie, tolerując gigantyczną korupcję i wpływy szemranych oligarchów. Bez pomocy z zewnątrz Ukraina byłaby dziś bankrutem, jednak kijowscy politycy od reform wolą parlamentarne bójki oraz... dyplomatyczno-surowcowe spory z Rosją.
Rosji zaś, dumnej ze świeżo odzyskanej pozycji światowego mocarstwa, puszczają nerwy. Jeszcze niedawno Moskwa pławiła się w zyskach ze sprzedaży gazu i ropy naftowej, Putin przy użyciu czołgów pacyfikował nieposłusznych sąsiadów, a rosyjscy miliarderzy kupowali zachodnie spółki, zamawiali najdłuższe jachty i wynajmowali największe wille na Lazurowym Wybrzeżu. Ale bonanza się skończyła. Budżet trzeszczy, społeczeństwo się burzy, a nuworysze zwijają swoje biznesy. Sam Gazprom zaś jest dzisiaj wart jedną czwartą tego co pół roku temu i musi kupować gaz m.in. w Turkmenistanie, by zrealizować wszystkie podpisane umowy.
Próba wskazania winnego w tym sporze nie ma sensu. Oba kraje realizują po prostu swoje narodowe interesy. Ukraina nie płaciła rachunków w terminie, świadomie prowokując Rosję. Rosja świadomie zakręciła kurki, by zabolało całą Europę i by raz jeszcze podkreślić wagę projektu gazociągu północnego. Cierpią na tym Polacy, Słowacy, Bułgarzy, Austriacy. Czas uniezależnić się od rosyjskiego gazu, ale też uwolnić od przekonania, że Ukraina nigdy nie jest niczemu winna.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/magierowski/2009/01/07/gazowa-bojka-dwoch-bankrutow/]Skomentuj[/link][/ramka]