[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/gabryel/2009/09/21/narodowa-strategia-nicnierobienia-na-lata-2009-%E2%80%93-2010/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]Otóż główna siła tej koalicji, czyli Platforma Obywatelska, która do tej pory nie reformowała Polski, jak się wydaje, zupełnie bez strategii (a nawet wbrew własnej przedwyborczej strategii, która przecież zakładała intensywne reformowanie naszego kraju), teraz co prawda nadal nie będzie reformowała Polski, ale od tej pory będzie to już jednak czyniła całkowicie zgodnie z przyjętą strategią polityczną na najbliższy rok.

Z informacji uzyskanych przez „Rzeczpospolitą” wynika, że przed wyborami prezydenckimi na żadne reformatorskie delikatesy liczyć nie możemy, bo PO jak zwykle nie chce drażnić wyborców. A i po wyborach też sobie zbyt wiele nie obiecujmy. Większość planów – tak jak do tej pory – pozostanie w najbliższym czasie w sferze planów. Nici więc z ustawy medialnej, ustawy o ubezpieczeniach dodatkowych, ustaw zdrowotnych i ustawy reformującej KRUS. Ale za to Platforma zafunduje nam igrzyska w sprawie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej.

Ta pieczołowicie skrywana Narodowa Strategia Nicnierobienia na lata 2009 – 2010 (zaproponowana przez PO i zapewne ciepło przyjęta przez legendarnie antyreformatorskie PSL) przepięknie się wpisuje w ogłoszoną niedawno przez ministra finansów Jacka Rostowskiego strategię dalszego, konsekwentnego niereformowania finansów publicznych. I utrzymywania się na powierzchni za pomocą prywatyzacyjnej kroplówki – dopóki jej wystarczy. A potem się zobaczy.

I, niestety – bardzo się obawiam – ten mało aktywny pomysł na życie, a właściwie na trwanie, jak nic przypadnie do gustu (bo zawsze przypadał) wcale pokaźnej liczbie Polaków. Inna sprawa, że dawnych zwolenników proreformatorskiej Platformy Obywatelskiej (pamiętają państwo?, była taka partia!) bym wśród nich już nie szukał. Ale też domyślam się, że akurat to zagadnienie w ogóle nie zaprząta uwagi liderów PO, którzy z każdym dniem coraz dobitniej udowadniają, że nic a nic nie zależy im na rodzaju własnych wyborców, tylko na ich liczbie. Inaczej mówiąc, dbają tylko o to, by się im – przed wyborami – sztuki zgadzały.