Obrona krzyży w szkołach w czasach Bismarcka, obrona krzyża w Nowej Hucie, na miejscu, gdzie władze nie chciały dopuścić do budowy kościoła, obrona krzyża w Dolince Katyńskiej na warszawskich Powązkach wywożonego przez nieznanych sprawców – to widomy znak ciągłości i siły polskiej pamięci. Czy to się komuś podoba, czy nie, nad Wisłą obrona krzyża była tym samym co obrona wolności i godności narodowej.
Krzyż towarzyszył Polakom we wszystkich najtrudniejszych momentach. Nic dziwnego zatem, że po 10 kwietnia został umieszczony przez harcerzy przed Pałacem Prezydenckim. Dla setek tysięcy żałobników stał się znakiem smutku, szacunku, bólu, cierpienia, które dotknęły Polski wskutek tragicznej śmierci Lecha Kaczyńskiego i pozostałych 95 osób. Cóż bardziej naturalnego? I cóż lepiej pokazującego, że mimo mijających wieków polski charakter nie ulega zmianie?
A mimo to nie uważam, żeby pozostawienie krzyża w obecnym miejscu było dobrym pomysłem. Czas żałoby się skończył i krzyż, który tak dobrze ją wyrażał, powinien zostać przeniesiony. Zamiast niego można umieścić przed pałacem tablicę, która będzie upamiętniała wszystko to, co stało się w Polsce po 10 kwietnia. Propozycję tę zgłosili niektórzy politycy PO i wydaje się ona rozsądna.
Dlaczego? Nie, nie dlatego, że krzyż ma znaczenie religijne, a państwo jest świeckie. To zły argument. Liczy się co innego. Zwolennicy zachowania krzyża twierdzą, że upamiętnia on nie tylko tragiczną śmierć ofiar katastrofy, ale też niezwykły sposób jej uczczenia. Przypomina o solidarności tysięcy ludzi, którzy postanowili oddać Lechowi Kaczyńskiemu hołd. To prawda, tyle że niecała. Bo w tym samym stopniu, w jakim jest symbolem pamięci, jest też, a przynajmniej może się łatwo stać, symbolem politycznym. Znakiem rozpoznawczym dla ludzi, którzy są zwolennikami legendy Lecha Kaczyńskiego. Którzy porównują tragedię smoleńską z Katyniem i uważają, że ofiary katastrofy były poległymi.
Ale w jakiej bitwie poległ Lech Kaczyński? Czy naprawdę wolno jednym tchem wymieniać przypadkową tragedię – katastrofę pod Smoleńskiem – ze świadomą ofiarą z życia, co stało się udziałem oficerów zamordowanych w Katyniu? Nie wolno. To zatracenie miary rzeczy. Obrona krzyża miała sens wtedy, kiedy zagrożona była sama tożsamość narodowej wspólnoty. Nie ma powodu, żeby dziś w demokratycznej walce miał się on stać narzędziem jednej partii. Żeby był bardziej znakiem PiS niż PO. Obecny prezydent ma przeto – mniemam – prawo domagać się przeniesienia krzyża poza pałacowy dziedziniec.