Wśród twórców idei, które pobudziły świat, jest ich ledwie kilkanaście procent. A w ścisłej czołówce nie ma ich wcale. Najwyżej notowana z Europy jest kanclerz Angela Merkel, zajmuje 12 miejsce. Potem są Rosjanie (punkówki z Pussy Riot, bloger Nawalny oraz antywirusolog komputerowy Kaspersky) oraz pochodzący z naszego kontynentu szefowie instytucji międzynarodowych. Co raczej też nie świadczy o atrakcyjności kultury zachodnioeuropejskiej.
Takie rankingi mają dużą dawkę umowności, ale ten oddaje zapewne sposób myślenia Amerykanów o świecie. Najbardziej cenią siebie samych – ponad połowa najważniejszych graczy na „rynku idei” to Amerykanie. I to specjalnie nie dziwi.
Zaskakuje natomiast, jak bardzo Ameryka ceni wkład intelektualny ludzi z regionów nietraktowanych u nas poważnie. I nie chodzi tylko o Azję i pierwsze miejsce dla duetu birmańskiego – szefowej opozycji i byłego szefa junty, obecnie prezydenta. Więcej reprezentantów ma szeroko pojęty świat islamu.
Europa nie była w tym roku intelektualnie pociągająca. Najciekawsze idee rodziły się gdzie indziej. I biorąc pod uwagę skupienie na ratowaniu starych idei, pewnie będzie tak nadal.