Panie i panowie (zazwyczaj: towarzyszki i towarzysze), którzy bili, szykanowali, zastraszali, wyrzucali z pracy działaczy opozycji, nadal spacerują spokojnie po polskich ulicach. Ich czyny bowiem się przedawniły.
Ktoś może stwierdzić, że nic w tym złego: dlaczego zbrodnie komunistyczne miałyby być traktowane inaczej niż wszystkie inne? Dlaczego komunistycznych przestępców mielibyśmy ścigać aż do śmierci, a zwykłymi sprawcami rozbojów i kradzieży przestajemy się zajmować po pięciu lub dziesięciu latach?
Odpowiedzieć można na dwa sposoby. Przede wszystkim dlatego, że III Rzeczpospolita komunistycznych zbrodniarzy ścigała na początku mało konsekwentnie. Układy okrągłostołowe, nawet jeśli nie zawierały na ten temat konkretnych – choćby niepisanych – porozumień, to w najlepszym wypadku stworzyły atmosferę bezkarności. Skoro nietykalni byli wysocy funkcjonariusze komunistyczni, skoro w glorii zbawców ojczyzny chadzali ci, którzy wydawali rozkazy: „ludzie honoru", generałowie Jaruzelski i Kiszczak, to trudno było karać ich podwładnych. A IPN – którego pion prokuratorski na poważnie zabrał się do ścigania komunistycznych zbrodni – rozpoczął działanie dopiero w 1999 roku.
Druga odpowiedź w mniejszym stopniu dotyczy konkretów. Otóż komunizm, który jako ustrój polityczny panował przez kilkadziesiąt lat w wielu państwach świata, był najbardziej zbrodniczym ze znanych nam systemów. Jego ofiarami padały w równym stopniu narody, jak i rodziny oraz jednostki. Komunizm zabijał niepokornych w sensie dosłownym, ale też destruował gospodarkę, rujnował kulturę i sztukę, zakłamywał historię, niszczył więzi społeczne, odbierał nadzieję na normalne życie. Trudno o większe nagromadzenie zła.
Ponad 20 lat po upadku PRL za łatwo zapominamy o wszystkich ludzkich tragediach, których sprawcami byli komuniści. Młodzi słuchają opowieści o Polsce Ludowej jak bajki o żelaznym wilku. Wielu starszych nie chce pamiętać o cenzurze, państwie policyjnym lat 80., internowaniach, aresztowaniach i innych represjach totalitarnej władzy – woli wspominać wakacje z Funduszu Wczasów Pracowniczych i pomarańcze, które „rzucali" do sklepów przed Bożym Narodzeniem. W tej sytuacji niemal 450 umorzonych spraw dotyczących zbrodni komunistycznych może tylko pogłębiać wrażenie, że Polska przez niemal pół wieku nie była rządzona przez zbrodniarzy wysługujących się Moskwie, ale przez łagodnych nepotów z pewną skłonnością do absurdu.