To jednak tylko werbalne prężenie muskułów, nie chcą wcale zwalczać nacjonalistów, stali się oni bowiem użytecznym narzędziem uprawiania prawdziwej polityki. Tak jest w Wielkiej Brytanii, Francji, Holandii, na Węgrzech. Nie inaczej będzie z rodzącym się w Polsce Ruchem Narodowym.
Sukcesy wyborcze skrajnej prawicy w Finlandii, Szwecji, Holandii, Francji i innych krajach są opisywane jako nacjonalistyczna fala groźna dla zjednoczonej Europy. Rzeczywiście, gdyby ruchy te zdobyły władzę, cofnęłyby procesy integracyjne. Tak przynajmniej wynika z ich programów politycznych. Ale nie zdobędą: kolejne wybory w krajach europejskich pokazują, że żaden z nich nie jest w stanie trwale przekroczyć bariery 10–15 proc. poparcia. Dzięki nim jednak europejskie rządy od prawa do lewa mogą prze- prowadzać reformy, które bez nacjonalistów byłyby trudne, o ile w ogóle możliwe. Chodzi o re-nacjonalizację polityki w UE. Nawet przywódcy lewicowi mają teraz wymówkę, by bronić interesów narodowych pod pretekstem, że jeśli oni tego nie zrobią, przyjdą nacjonaliści i zniszczą dorobek integracyjny. A tego byśmy nie chcieli, prawda?
1
Świeższym przykładem użyteczności nacjonalistów jest decyzja Davida Camerona o referendum, które rozstrzygnie, czy Brytania pozostanie w Unii. Brytyjski premier ani myśli wyprowadzać ją ze Wspólnoty, chce jedynie nowych warunków członkostwa, rozluźniających jej związki z UE jeszcze bardziej niż dotychczasowe wyłączenia i rabat do wspólnotowego budżetu. Dlaczego zatem gra tak ostro? Aby postraszyć Unię i postawić jej miękkie ultimatum? Tak, to na pewno, ale jest też inny powód. Konserwatyści zdecydowali się na referendum, strasząc antyeuropejską, choć nie tak nacjonalistyczną jak Brytyjska Partia Narodowa, Niepodległościową Partią Zjednoczonego Królestwa (UKIP), która w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 r. zdobyła drugie miejsce po Partii Konserwatywnej, deklasując laburzystów i liberałów. Cameron wierzy, że przed głosowaniem zdoła przekonać po pierwsze Europę do ustępstw, po drugie – Brytyjczyków do... głosowania za pozostaniem we Wspólnocie. Punktuje „niepodległościowców" jako siłę, która naprawdę może doprowadzić do secesji, co odbiłoby się fatalnie na brytyjskiej gospodarce. Połowa eksportu Brytanii idzie wszak na kontynent, a City dokapitalizowuje się europejskimi funduszami. Ani biznes – i ten wielki, i średni – ani giełda, ani wreszcie brytyjska klasa średnia tak naprawdę nie chcą secesji.
2
Rajdy policji na obozowiska cygańskie latem 2010 r., częściowe zawieszenie układu z Schengen i przywrócenie kontroli granicznych w związku z falą uciekinierów z Afryki Północnej, wreszcie przegłosowanie przez parlament ustawy o odbieraniu „obcym" obywatelstwa francuskiego za popełnienie najcięższych przestępstw nie zostałoby zaakceptowane przez francuską klasę polityczną bez przygotowującego te posunięcia ideologicznego bombardowania w wykonaniu Frontu Narodowego. Musimy być stanowczy – głosili gaulliści od Sarkozy'ego – bo rząd dusz przejmą narodowcy. Za prezydentury Hollande'a w ton buty uderzyli ochoczo socjaliści. To oni latem 2012 r. nasłali policję na cygańskie obozowiska pod Lille i Lyonem. Minister spraw wewnętrznych Manuel Valls uzasadniał rajdy względami higienicznymi. Socjaliści nie uważają bynajmniej, że Cyganie cuchną i śmiecą. Po prostu: żyją w niezdrowych warunkach i trzeba ich z nich wyzwolić. Efekt ten sam: byli Cyganie, nie ma Cyganów.
3
Polski ruch narodowy zdumiewająco późno przymierza się do walki o miejsca w parlamencie. Czy powtórzy sukcesy Szwedzkich Demokratów, Prawdziwych Finów, Jobbiku czy Frontu Narodowego – zobaczymy. Nacjonaliści w Sejmie nie będą jednak żadną patologią, ale kolejnym dowodem na postępujące europeizowanie się Polski. I oni odegrają swoją rolę w obronie polskich interesów. Przydadzą się jako zasłona dymna.