Zastrzegliśmy jednak, że ten sukces nie kończy, ale rozpoczyna prawdziwą pracę nad skutecznym i najkorzystniejszym dla kraju wydaniem dziesiątków miliardów euro z Brukseli.

Na potwierdzenie tej tezy nie musieliśmy czekać długo. Okazuje się, że urzędnikom Komisji Europejskiej nie podoba się, iż znaczna część pieniędzy wydawanych w regionach na poprawę infrastruktury, trafia na drogi gminne i powiatowe. Komisja wolałaby, żebyśmy się skupili raczej na większych trasach, które mogłyby skuteczniej połączyć Europę.

Problem w tym, że to, co wygląda dobrze w papierowych planach czy ogólnych wytycznych przygotowywanych w zaciszu brukselskich gabinetów, nie musi odpowiadać, i często nie odpowiada, interesom i faktycznym potrzebom mieszkańców Podlasia czy Śląska. Jakie znaczenie dla mieszkańców wioski na Lubelszczyźnie czy miasteczka na Pomorzu ma budowa autostrady czy drogi ekspresowej oddalonej od ich domów o kilkadziesiąt kilometrów? Nie będą przecież co dzień dojeżdżać nią do pracy, nie dojadą do pobliskiego szpitala, a ich dzieci do szkoły.

Do tego potrzebna jest zmodernizowana sieć dróg gminnych i powiatowych, których w Polsce mamy około 360 tys. kilometrów. Ich jest najwięcej. Ale są też często w opłakanym stanie. Naprawa i rozwój tych dróg podniesie nie tylko standard życia okolicznych mieszkańców, ale również ich bezpieczeństwo – na dziurawych, lokalnych drogach dochodzi przecież do wielu, często tragicznych w skutkach wypadków.

Unia nie jest – na szczęście – abstrakcyjnym tworem, o którego potrzebach decydują nieomylni, oglądający wszystko z oddali eurokraci. To realna Wspólnota, w której ściera się co dzień 27 narodowych interesów, a kompromisy wypracowywane są często w pocie czoła. Dzięki temu jednak polski rząd ma realną szansę na zmianę niekorzystnej dla nas propozycji Brukseli. Powinniśmy zrobić wszystko, żeby ją wykorzystać.