Adam Michnik pisze o wyborach 4 czerwca 1989 r., że „bez świadomej, konsekwentnej polityki generała” byłyby one niemożliwe. To argument jak z tego dowcipu: a przecież mógł zabić. Czyli co zrobić? No właśnie. Ci, którzy dziękują Jaruzelskiemu za Okrągły Stół i wybory 4 czerwca, kompletnie mylą przyczyny ze skutkami. Z zachowanych dokumentów wynika, że celem Okrągłego Stołu nie było oddanie władzy. Gdyby komuniści wiedzieli, do czego on doprowadzi, z pewnością nie zgodziliby się na takie jego ustalenia.
Ale problem jest nie tylko historyczny. Kiedy o Jaruzelskim piszemy, że to patriota, kiedy fetujemy w najdroższym hotelu jego jubileusz (generał przyjechał na uroczystość, choć jest zbyt chory, by się pojawić na sali sądowej), wywracamy do góry nogami prawdę o naszej historii. Czy stan wojenny był czasem, gdy jedni patrioci pałowali innych patriotów i tylko pech sprawił, że ponad 100 osób zapłaciło za to życiem? Żarty na bok.
PRL oczywiście nie jest czarno-biały, nie można wykreślić 45 lat historii powojennej Polski. Można byłoby się rozpływać nad patriotyzmem ostatniego dyktatora Polski Ludowej, gdyby III RP potrafiła w uczciwy i sprawiedliwy sposób osądzić nie tyle historię, ile realne zbrodnie i przestępstwa popełnione w okresie komunizmu. I nie chodzi o odwet, lecz o zwykłą odpowiedzialność za przelaną krew i łamane prawa człowieka.
Gdy dziś osoby takie jak Adam Michnik oburzają się na to, że głowę podnosi skrajna prawica, bo kibole zakłócają wykład Zygmunta Baumana, który do dziś nie rozliczył się ze swą stalinowską przeszłością, trudno się oprzeć wrażeniu, że bardziej niż faszyzm Polsce zagraża kompletne zapomnienie i rozgrzeszenie zła, jakim był komunizm. Faszyzmu jak na razie nie śmie promować nikt z tak zwanego mainstreamu, a komunistyczny dyktator staje się oto narodowym bohaterem.
Tak świętowano 90. urodziny gen. Jaruzelskiego