Nic zatem dziwnego, że szarzy obywatele z podejrzliwością traktują politykę. I dlatego jedną z form współczesnego populizmu jest odcinanie się od niej przez tych, którzy ją uprawiają. Tak było chociażby w trakcie samorządowej kampanii wyborczej trzy lata temu. Pamiętają Państwo tę serię haseł zaczynających się od słów: „Nie róbmy polityki”? Miały one nas przekonać o tym, iż sprawowanie władzy służy społeczeństwu wówczas, gdy sprowadza się wyłącznie do administrowania państwem.
O czym to świadczy? Piarowcy, którzy serwują wyborcom takie hasła, liczą na ich naiwność. Jak się bowiem okazuje, polityka to ta dziedzina życia społecznego, która łączy się z kwestią zbiorowego trwania. W dzisiejszej „Rzeczpospolitej” piszemy o napięciach, jakie rodzą się w stosunkach międzypaństwowych, spowodowanych brakiem dostępu do wody.
W Polsce mało się nad tym zastanawiamy, bo znajdujemy się w tej części świata, w której tego surowca naturalnego nie brakuje. A jednak na olbrzymim obszarze naszej planety ludzie boleśnie przekonują się o tym, w jak znaczącym stopniu woda ma charakter strategiczny. W kwestii dostępu do niej politycy, którzy nierzadko dalecy są od zachodnich demokratycznych wzorców, toczą trudne negocjacje. Zdarza się też, że wybuchają na tym tle konflikty zbrojne.
Słoweński filozof Slavoj Žižek uważa, że w naszej epoce polityka traktowana jest jako dziedzina, w której stale dokonujemy jakiegoś wyboru między rozwiązaniami, które mają taką samą wartość, bo na tym polega idea tolerancji. Czynność ta – według niego – pozbawiona jest dramatyzmu i przypomina zachowanie człowieka w supermarkecie: komuś takiemu wydaje się, że wybór obejmuje ciastka o różnych smakach. Tymczasem – zdaniem tego myśliciela – chodzi często nie o wybór między ciastkami, lecz między życiem a śmiercią.
Z pewnością bez wody nie ma szans na zbiorowe przetrwanie. Jej niedobory zmuszają narody do powrotu ku źródłom polityki.