Reklama

Fikcja darmowej służby zdrowia

To nie żart. Na 2029 r. wyznaczono w listopadzie tego roku termin wszczepienia endoprotezy stawu biodrowego znanej mi osobie.

Publikacja: 05.12.2013 04:47

Bartosz Marczuk

Bartosz Marczuk

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Bez gruntownych zmian w systemie ochrony zdrowia takie przypadki będą powtarzać się coraz częściej. Pokazuje to opisywany dzisiaj przez „Rzeczpospolitą" raport NIK. Zawarte tam dane zmuszają do refleksji. Na przykład na usunięcie zaćmy półtora roku czeka 400 tys. Polaków. Na wizytę w pracowni rehabilitacji – blisko 500 tys. osób.

A przecież świadczenia medyczne teoretycznie wszystkim należą się od ręki. Nieraz słyszymy, że to nasze konstytucyjne prawo. Ale to fikcja. Powszechnego systemu opieki zdrowotnej nie stać na sfinansowanie wszystkim Polakom wszystkich świadczeń. Żaden publiczny system tego nie zapewnia, nawet w najbogatszych krajach świata. Musimy pogodzić się więc z ograniczeniem prawa do leczenia i dopłacaniem do wybranych zabiegów albo przygotować się na drastyczne podwyższenie składki.

Rząd od sześciu lat mówi o dodatkowych ubezpieczeniach zdrowotnych i innych zmianach w służbie zdrowia. I na deklaracjach się kończy. A szkoda. Około 2 mln osób korzysta już z abonamentów medycznych, wielu z nas płaci za leczenie z własnej kieszeni. Ten rynek można ucywilizować, wprowadzając polisy i obniżając koszty dodatkowych usług. Im więcej osób przystąpi do ubezpieczeń, tym niższa będzie ich cena.

Przeciw takim rozwiązaniom protestuje opozycja. Wskazuje, że służba zdrowia będzie tylko dla bogatych. Jednak tak wcale być nie musi. Osoby, które zapłacą za wizytę i zostaną zoperowane „po godzinach", „wypadną" z kolejki publicznej. Stanie się więc ona krótsza dla mniej zamożnych, a szpital zarobi dodatkowo i zgodnie z prawem.

Polisy to niejedyny sposób na poprawę sytuacji. Trzeba pomyśleć o uszczelnieniu systemu, zastanowić się nad wprowadzeniem współpłacenia, nad ograniczeniem liczby „darmowych" procedur, decentralizacją NFZ i możliwością negocjowania z nim kontraktów, wprowadzeniem realnych, a nie wydumanych limitów na liczbę świadczeń, przekształceniami szpitali.

Reklama
Reklama

Zdrowie to delikatna materia, gdzie trzeba ważyć interesy pacjentów i płatników składek. Pewne jest jedno:  kontynuowanie obecnej fikcji doprowadzi do tego, że już niedługo na zabieg będziemy czekać nie 16, ale 20 lat.

Bez gruntownych zmian w systemie ochrony zdrowia takie przypadki będą powtarzać się coraz częściej. Pokazuje to opisywany dzisiaj przez „Rzeczpospolitą" raport NIK. Zawarte tam dane zmuszają do refleksji. Na przykład na usunięcie zaćmy półtora roku czeka 400 tys. Polaków. Na wizytę w pracowni rehabilitacji – blisko 500 tys. osób.

A przecież świadczenia medyczne teoretycznie wszystkim należą się od ręki. Nieraz słyszymy, że to nasze konstytucyjne prawo. Ale to fikcja. Powszechnego systemu opieki zdrowotnej nie stać na sfinansowanie wszystkim Polakom wszystkich świadczeń. Żaden publiczny system tego nie zapewnia, nawet w najbogatszych krajach świata. Musimy pogodzić się więc z ograniczeniem prawa do leczenia i dopłacaniem do wybranych zabiegów albo przygotować się na drastyczne podwyższenie składki.

Reklama
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Czy zamknięta granica otrzeźwi Aleksandra Łukaszenkę? Niekoniecznie
Komentarze
Jerzy Haszczyński: List do NATO. Donald Trump nie od dziś błądzi w sprawie Ukrainy
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Amerykańska niespodzianka w ONZ. Ale czy cały świat jest z nami?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Donald Trump skomentował dronowy atak Rosji na Polskę. I nie jest to dobra wiadomość
Komentarze
Estera Flieger: To jest nasza wojna, a Polska nie może jej przegrać
Reklama
Reklama