Derdziuk, choć nie należał do ludzi z pierwszych storn gazet i choć wokół niego krążą zastrzeżenia związane m.in. z przetargiem na sprzęt komputerowy należy do tego grona ludzi, którym na państwie zależy. Miałem okazję wielokrotnie z nim rozmawiać, obserwować jego działania, dyskutować też o jego sposobie zarządzania największym ubezpieczycielem w Polsce z członkami rady nadzorczej ZUS i ekspertami, obserwującymi jego pracę. Trudno było doszukać się w tym wszystkim poważnych zastrzeżeń. A przypomnijmy, że ZUS wydaje rocznie ponad 200 mld zł, na samą informatyzację ok. 800 mln. Zatrudnia blisko 50 tys. pracowników. Przy takiej skali działalności zgłaszane zastrzeżenia wydają się mikroskopijne.
Uprzejmość pani obsługującej mnie w oddziale ZUS na ul. Senatorskiej w Warszawie. To zdarzenie wyryło mi się w pamięci z tego czasu gdy w ZUS-em zarządzał ustępujący prezes. To było tak niespotykane w administracji, że aż się tym zainteresowałem. Okazało się, że ZUS wdrożył cały system szkolenia, który stawiał właśnie na profesjonalną obsługę klienta. Ktoś może powiedzieć, że to powinna być norma. Niestety tak nie jest.
Druga sprawa to nakładka internetowa w ZUS, tzw. platforma usług elektronicznych. Choć można mieć do niej zastrzeżenia, najbardziej przypomina to jak powinna wyglądać e-administracja. Na wzór bankowego konta można tam sprawdzić na przykład kwotę jaką mamy odłożoną na emeryturę. Życzyłbym sobie, by podobne systemy działały w innych częściach naszego raczkującego e-państwa.
Można oczywiście psioczyć, że Derdziuk pozwolił na skok na OFE, a świadczenia są niskie. Tyle tylko, że akurat w tych sprawach prezes zakładu nie ma do powiedzenia dosłownie nic. Życzyłbym sobie, by następcą obecnego prezesa był człowiek, choć w części tak oddany publicznym sprawom.