Dla czytelnika naszej gazety skojarzenie tych słów ze słynnym hasłem szefa Samoobrony Andrzeja Leppera wobec Leszka Balcerowicza jest oczywiste. Wątpię jednak, by sam autor miał świadomość, że wpisują go one oraz jego mocodawców w najgorsze tradycje polskiej roszczeniowej anarchii wymierzonej w trudne, choć konieczne reformy sprzed dwóch dekad.
Dziś mało kto ma wątpliwości, że pakiet reformatorski z początku lat 90. był niezbędny. Myślę, że na dobrą sprawę górniczych związkowców, którzy ustawili sobie prezesa JSW Jarosława Zagórowskiego jako ruchomy cel i dziś sprowadzają konflikt do wymiaru personalnego, czeka klęska.
Zagórowskiego nikt nie broni, choć wiadomo, że racja jest po jego stronie. Dla mnie osobiście jest on bohaterem. W poczuciu odpowiedzialności za firmę, branżę i samych górników zaproponował niezbędne dla przetrwania spółki zmiany. Uderzył w przywileje górnicze i to przy wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach, bo po triumfie związkowców z Kompanii Węglowej.
A jednak odpowiedzialność za losy firmy, za przyszłość 25 tys. pracowników i ich rodzin była ważniejsza. Nie ugiął się przed protestami, przed strajkiem, a nawet próbą siłowego przejęcia biur spółki. Dla jej dobra gotów jest poświęcić swoją głowę. Ma naprzeciwko siebie wyżartych i rozwrzeszczanych związkowców, ale myślę, że większość zwykłych górników i mieszkańców Jastrzębia powinna postawić mu pomnik. To odpowiedzialność za przyszłość kopalń kazała mu uderzyć w przywileje, które są udziałem nielicznej mniejszości Polaków. Oczywiście – kosztem innych.
Nie wiem, czy odejdzie. Pewnie tak. Polityka jest bezwzględna. Na dłuższą metę przegrana będzie spółka i całe Jastrzębie, bo trudno sobie wyobrazić, że po Zagórowskim przyjdzie na to gorące krzesło ktoś odpowiedzialny, ktoś z jajami. Samemu Zagórowskiemu pewnie zaś nikt nie podziękuje, więc nie tylko dla właściwego rachunku, przede wszystkim dla zachowania elementarnej sprawiedliwości piszę na tych łamach: Panie Jarosławie, gratuluję odwagi, jest Pan dla mnie naprawdę Kimś!