Sprzedaż detaliczna wzrosła w lutym realnie o 8,1 proc. rok do roku, po zwyżce o 10,6 proc. w styczniu – podał w poniedziałek GUS. Choć to wynik zgodny z przeciętnymi szacunkami ankietowanych przez nas ekonomistów, to pod wieloma względami okazał się zaskakujący.
Do wyhamowania wzrostu sprzedaży w ujęciu rok do roku przyczyniła się mniej korzystna niż w styczniu baza odniesienia. W lutym 2021 r. znoszone były obowiązujące w styczniu ograniczenia w handlu, co poskutkowało silnym odbiciem sprzedaży. Ten efekt bazy najbardziej widoczny był w przypadku sprzedaży odzieży i obuwia, której wzrost wyhamował w lutym do 2,6 proc. rok do roku z 97,7 proc. w styczniu.
O bieżącej sile popytu konsumpcyjnego więcej mówią wyniki sprzedaży oczyszczonej z wpływu czynników sezonowych. Licząc w ten sposób, była ona w lutym o 1,4 proc. większa niż w styczniu, gdy z kolei podskoczyła o 3,6 proc. Nie licząc wspomnianego lutego 2021 r., tak dużego wzrostu sprzedaży w tym miesiącu GUS nie odnotował co najmniej od 2014 r.
Panika na stacjach
Lutowe wyniki sprzedaży były już pod wyraźnym wpływem wojny w Ukrainie, choć wybuchła ona pod koniec miesiąca. Obawy, że wskutek sankcji nałożonych na Rosję w Polsce zabraknie paliwa, sprawiły, że kierowcy tankowali auta na zapas. Sprzedaż – w cenach stałych – wzrosła w lutym o 22,1 proc. rok do roku. To największy skok od kwietnia 2021 r., ale wtedy działała niska baza odniesienia z wiosny 2020 r., gdy pierwsza fala antyepidemicznych restrykcji zmniejszyła mobilność Polaków. Nie licząc tego okresu, lutowy wzrost sprzedaży paliw był największy od co najmniej 2010 r. Wojna w Ukrainie spowodowała też napływ uchodźców do Polski. Pomoc dla nich oraz dla osób, które pozostały na terytorium Ukrainy, spowodowała wzrost popytu na farmaceutyki i kosmetyki (ich sprzedaż wzrosła o 18,2 proc. rok do roku,) oraz żywność (6,6 proc.).