Prezydent Joe Biden w rekordowym tempie odwrócił wiele decyzji swojego poprzednika. Ale tych chroniących amerykańską gospodarkę przed tańszą konkurencją z zagranicy nie zakwestionował, co oznacza, że wciąż obowiązują wprowadzone w czerwcu 2018 r. 25-proc. cła na importowaną stal i 10-proc. na aluminium.
Donald Trump ogłosił je, odwołując się do konieczności zapewnienia bezpieczeństwa narodowego, a tak naprawdę chodziło mu o pomoc dla pogrążonego w kryzysie amerykańskiego przemysłu stalowego w tzw. pasie rdzy, czyli stanach Michigan, Ohio, Indiana i Pennsylwania.
Biden jak Trump
UE od początku protestowała, uznając amerykańskie środki za nielegalne. Złożyła skargę w Światowej Organizacji Handlu (WTO) i zapowiedziała odwet, czyli nałożenie karnych ceł na wybrane produkty amerykańskie, których eksport do Europy wart jest 6,4 mld euro. Przy czym najpierw wprowadziła cła na część produktów, a trzy lata później, czyli od 1 czerwca 2021 r., zapowiedziane było poszerzenie listy i podwyższenie karnych ceł. Chodzi głównie o przetworzone produkty rolne, jak np. sok pomarańczowy, masło orzechowe czy amerykańską whisky burbon, ale też np. o kultowe motocykle Harley-Davidson.
Prezydent Biden był w trudnej sytuacji: z jednej strony nie chciał narazić się amerykańskiemu przemysłowi stalowemu oraz wyborcom ze stanów, gdzie ulokowane są zakłady przetwarzające rudy żelaza. Z drugiej jednak nie chciał też dodatkowo obciążać producentów towarów znajdujących się na karnej liście UE. Ostatecznie Bruksela przyszła mu z pomocą i postanowiła zawiesić na sześć miesięcy decyzję o nowych karnych cłach.