– Inwestorzy pytają nas, w jakim stopniu musiałoby obniżyć się tempo wzrostu gospodarczego, by deficyt w finansach publicznych wzrósł powyżej 3 proc. – przyznaje Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku. – Według naszych analiz musiałoby to być takie spowolnienie jak w latach 2012–2013, gdy PKB rosło o odpowiednio 1,6 i 1,4 proc. – odpowiada.
Coraz częstsze pytania o wytrzymałość finansów publicznych na hamowanie gospodarki wiążą się z tym, że może ono być nieco gwałtowniejsze, niż wydawało się jeszcze kilka miesięcy temu. Ostatnio Komisja Europejska obniżyła swoje prognozy wzrostu dla Polski do 3,5 proc. w 2019 r. i 3,2 proc. w 2020 r. (dla przypomnienia – w 2018 r. wzrost wyniósł 5,1 proc.). – My jesteśmy jeszcze bardziej pesymistyczni i szacujemy, że w 2020 r. będzie to 2,8 proc. – dodaje Benecki.
Czytaj także: Prezydent podpisał budżet na 2019 rok
Ale to wciąż dosyć daleko do bardzo słabych wyników gospodarki z 2013 r. i według ekonomisty polskie finanse publiczne są w miarę odporne (to znaczy deficyt nie przekroczy unijnych limitów) na spowolnienie gospodarcze przez najbliższe dwa lata. I to nawet biorąc pod uwagę spodziewane prezenty roku wyborczego, których wartość Benecki szacuje na ok. 18 mld zł (dwa razy mniej niż realizacja obietnic wyborczych z 2015 r.).