– Chiny to nasz partner negocjacyjny, konkurent gospodarczy i systemowy rywal – powiedziała Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej. Razem z Charles'em Michelem, przewodniczącym Rady Europejskiej, reprezentowała UE w czasie poniedziałkowego wideoszczytu z Chinami.
Po kilku miesiącach pandemii, wątpliwości wokół chińskiej odpowiedzi na koronawirusa, a następnie działań dezinformacyjnych, taka rozmowa z prezydentem i premierem Chin była potrzebna. A na więcej, czyli szczyt fizyczny, z udziałem przywódców 27 państw UE, trzeba poczekać, bo ten planowany na wrzesień w Lipsku został odwołany z powodu niepewności odnośnie do sytuacji epidemiologicznej. Ale też – to nieoficjalna opinia niektórych dyplomatów – z powodu braku postępu w negocjacjach dotyczących wzajemnych inwestycji.
UE jest pierwszym partnerem handlowym Chin, a Chiny – drugim dla UE. Codziennie między dwoma stronami płyną produkty o wartości ponad miliarda euro. Te relacje są jednak bardzo niezrównoważone, z dużym deficytem handlowym po stronie unijnej. Sama UE nie ma z tym problemu, bo różna jest struktura gospodarek. Ale nalega na stosowanie przejrzystych reguł gry. Za najpilniejsze uważa uzgodnienie jeszcze w tym roku zasad dostępu do rynku oraz wynegocjowanie traktatu o inwestycjach.
– Nie po to, żeby były identyczne efekty handlowe i inwestycyjne po obu stronach. Ale po to, żeby były równe szanse – powiedziała von der Leyen.
Już w ubiegłym roku na szczycie UE–Chiny, jeszcze pod przewodnictwem Donalda Tuska, obie strony uzgodniły wspólny komunikat, w którym Pekin zobowiązał się do poprawienia dostępu dla europejskich inwestorów, ale nic w tej sprawie nie zrobił. Stąd presja Brukseli: efekty muszą być widoczne w najbliższych miesiącach.