Kuba uruchomiła sklepy dolarowe w latach 90. po rozpadzie ZSRR i ogromnej zapaści gospodarczej. Tym razem przyczyniła się do tego pandemia, bo zabrakło turystów i innych źródeł dopływu walut wymienialnych, a kryzys dewizowy pogłębił się również z powodu załamania się gospodarki Wenezueli — pisze Reuter.
W dniu rozpoczęcia sprzedaży za dolary przed sklepami utworzyły się kolejki, Kubańczycy ruszyli też do banków po specjalne karty uprawniające do zakupu. — Nie wszyscy Kubańczycy mogą tam kupować, nie każdy ma krewnych za granicą — stwierdziła Lazara Rodriquez (43) mieszkająca koło takiego sklepu.
Czytaj także: Kubańskie cygara nadał poszukiwane na świecie
Rząd ogłosił otwarcie 62 takich sklepów w kraju, obiecał następne w najbliższych miesiącach. Pod koniec 2019 r. uruchomiono ok. 80 placówek z agd, częściami samochodowymi, motorowerami, od 2020 r. można za dolary kupować używane samochody.
Państwo ma monopol na handel detaliczny i zagraniczny, a pandemia zwiększyła braki w dostawach żywności, leków i innych artykułów powszechnego użytku, przed zwykłymi sklepami były zawsze kolejki. Sklepy dolarowe są wyjściem dla niektórych, ale nadal ich oferta jest ograniczona.. — To dobrze że są, ceny mają do przyjęcia, ale nie ma np. proszku do prania, oleju czy szynki — stwierdził emeryt Guillermo Antigua po wyjściu z „peweksu" w Hawanie. Takie sklepy są też ratunkiem dla prywatnych lokali gastronomicznych. — Dzięki nim możemy nadal pracować, bo sprzedają nam produkty — powiedział Daniel Gonzalez, właściciel kafeterii wkładając kupiony ser i inne produkty do samochodu.