Kłosy zboża i orły to hity

Herb to jeden z filarów reklamy. Ale jedna trzecia herbów powiatów i gmin narusza zasady heraldyki.

Publikacja: 02.01.2015 01:15

Powiat myszkowski – wersja dawna (z lewej) i poprawiona

Powiat myszkowski – wersja dawna (z lewej) i poprawiona

Foto: Rzeczpospolita

Wprawdzie produkcja zbóż ma dziś w polskim PKB bardzo niewielki udział, znaczenie żyta i pszenicy w sferze symbolicznej nie maleje. Kłosy zboża to najczęściej wykorzystywany element herbów samorządowych w Polsce.

W herbie gminy wiejskiej Bełchatów możemy podziwiać umieszczoną w koszyku wiązankę kłosów w różnych odcieniach zieleni i żółci, wzbogaconą o śródziemnomorski akcent, fioletowe i różowe grona winne. Ta sielska kompozycja sprzeczna jest z podstawowymi zasadami polskiej heraldyki, w której dopuszcza się tylko czyste barwy i „metale": złoto, srebro, czerwień, zieleń, błękit i czerń. Herb Bełchatowa nie jest wyjątkiem, lecz niemal normą. Pół tysiąca herbów polskich gmin wiejskich, czyli 30 proc., narusza reguły heraldyki oraz przepisy ustawy o odznakach i mundurach.

–  Wady symboliki samorządowej wynikają m.in. z przekonania, że im więcej w herbie różnych elementów, figur, barw, tym lepiej. Jest wręcz odwrotnie. W heraldyce to co dobre, jest proste. Ta zasada sprawdza się od średniowiecza – podkreśla sekretarz Komisji Heraldycznej Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji Grzegorz Latos.

Splendor czy wstyd

Wspólne znaki i symbole odegrały w historii  – a zwłaszcza w formowaniu się społeczeństw oraz budowaniu tożsamości regionów czy miast – doniosłą rolę. I nadal, w dobie globalizacji, są ważne. Herby samorządowe integrują lokalne społeczności, wyzwalają incjatywę i ambicje. Przynoszą też wymierne korzyści. Wsparty sugestywnym symbolem wizerunek miasta czy gminy to atut marketingowy, który pomaga w przyciągnięciu zagranicznych, zwłaszcza zachodnioeuropejskich, inwestorów. Nie wszystkie samorządy to doceniają. Kilkadziesiąt gmin wiejskich nie dorobiło się własnych herbów.

– Kilka lat temu gmina przymierzała się do herbu, ale inicjatywa upadła. Mamy pilniejsze problemy i wydatki  – mówi wójt gminy Łanięta w powiecie kutnowskim Stanisław Jędrzejczak.

Koszt projektów nie przekracza zwykle możliwości nawet ubogiego samorządu i wynosi – pakiet: herb, flaga, flaga stolikowa, banner, pieczęcie, łańcuch wójta czy burmistrza oraz laska przewodniczącego rady – 7–9 tys. zł.

Znacznie drożej kosztuje wprowadzenie herbu w przestrzeń publiczną, np. wystawienie przy drogach na granicach gminy „witaczy".

Bezpośrednim impulsem bywają kontakty z samorządami zagranicznymi.

– Partner,  zapraszając na spotkanie, prosi np. o dostarczenie proporczyka z herbem, którego gmina nie ma. W rezultacie polski wójt jako jedyny spośród zebranych ma przed sobą stół bez własnego symbolu. Zagraniczni samorządowcy występują przybrani w łańcuchy z gminnymi herbami, nasz przedstawiciel – w krawacie. I jak on może się czuć? – pyta retorycznie członek Komisji  Heraldycznej Alfred Znamierowski.

Znakomitej większości polskich samorządowców takie sytuacje już nie grożą. Znacznie gorzej przedstawia się jakość symboli zarówno z heraldycznego, jak i artystycznego punktu widzenia. Wystarczy wspomnieć, że jedna trzecia 380 polskich powiatów posługuje się herbami, których nie zaakceptowali eksperci Komisji Heraldycznej. Co nie oznacza, że samorządowcy naruszają prawo.

Przywilej ustanawiania przez województwa, powiaty i gminy w drodze uchwały własnych herbów, flag  i innych  symboli wynika z ustawy z 1978 r. o odznakach i mundurach. Nie był on aż do 2000 r. uzależniony od spełnienia jakichkolwiek warunków. Dopiero po nowelizacji ustawy pojawił się zapis, że symbole samorządowe muszą być stanowione w zgodzie z zasadami heraldyki, weksylologii (nauki o flagach) i miejscową tradycją historyczną oraz podlegają opinii ministra administracji. Następstwem tej zmiany było utworzenie ciała opiniodawczego: Komisji Heraldycznej.

Komisja powstała, gdy już większość gmin szczyciła się herbami, często nowymi lub na nowo opracowanymi. Najbujniejszy bowiem rozwój symboliki gminnej przypadł na okres odradzania się samorządów po transformacji ustrojowej 1989 r. Niektóre herby, które wówczas powstały – przy braku norm dotyczących ich treści i formy – to zdaniem specjalistów „pokraczne obrazki".  Jako że prawo nie działa wstecz, żadna władza zwierzchnia nie ma jednak podstaw do ingerowania w ich treść i formę.

Wprowadzenie obowiązku uzyskiwania opinii urzędowych heraldyków przed ustanowieniem lub zmianą symboli  przełomu nie przyniosło, bo negatywna opinia komisji nie oznacza, że zakwestionowanego herbu nie można uchwalić. Tak właśnie postąpiło wiele rad powiatów. Nadzieje heraldyków i wrażliwych estetycznie obywateli gmin wiążą się z wyrokiem Naczelnego Sądu Administracyjnego w 2005 r.. NSA uznał w nim – co dało początek linii orzecznictwa – że niespełnienie standardów, które ustawa przewidziała dla symboli samorządowych, może być podstawą do uchylenia uchwały stanowiącej herb przez wojewodę. Nie wszyscy wojewodowie z tego korzystają.

Nie ma się co łudzić, że  środki administracyjne czy sądy sprawią, że nasze herby samorządowe przestaną  stra szyć, a zaczną cieszyć. Szanse na postęp to zwiększająca się świadomość radnych, burmistrzów czy wójtów, że herb to sprawa na tyle ważna, że nie można przy projektowaniu i uchwalaniu polegać jedynie na własnych gustach. Wiele samorządów zdecydowało się w ostatnich latach na ulepszenie symboli. Do Komisji Heraldycznej trafia co roku 150–200 wniosków o opinie.

Jeden z nich złożyły władze Łaszczowa w powiecie Tomaszów Lubelski, po odzyskaniu w 2010 r. praw miejskich, utraconych w następstwie powstania styczniowego.

– Było dla wszystkich oczywiste, że musimy mieć herb z prawdziwego zdarzenia. Nawiązuje on do „Prawdzica" rodu Łaszczów, założycieli miasta w połowie XVI w.  Przedtem posługiwaliśmy się symbolem również przedstawiającym lwa, ale był to rysunek bardzo uproszczony – wyjaśnia  sekretarz gminy Rafał Swatowski.

– Samorządy zanim podejmą uchwałę, na ogół starają się eliminować błędy wskazane przez Komisję i konsultują się z ekspertami – twierdzi Grzegorz Latos.

Tradycja pilnie poszukiwana

Przyczyną wielu błędów – co dotyczy zarówno profesjonalnych plastyków, jak i lokalnych twórców – jest brak wiedzy heraldycznej i znajomości polskich tradycji w tej dziedzinie. W projektach pojawiają się sprzeczne z  nimi zestawienia barw, niewłaściwe podziały tarcz, godła nakładające się na inne godło, różnego rodzaju napisy. Inne wady samorządowych symboli wynikają z niezrozumienia ducha heraldyki, z natury rzeczy dość konserwatywnej. Stąd w projektach tarcz herbowych naturalistycznie przedstawione kominy fabryczne i inne przemysłowe budowle, części maszyn, a nawet samoloty.  Jak dotychczas heraldycy w pełni zaakceptowali tylko nieliczne wytwory cywilizacji technicznej, np. skrzyżowane młotki górnicze (perlik i żelazko) czy koła zębate.

Równie trudne bywa dla samorządowców nakazane ustawą nawiązanie do miejscowej tradycji. Nie mają tego problemu miasta o starym rodowodzie, które posługują się uwspółcześnionymi wersjami swych dawnych herbów (ok. 40 proc. gmin miejskich). W województwach zachodnich i północnych miasta wykorzystują często symbolikę z czasów, gdy ich gospodarzami byli Niemcy, pod warunkiem że nie pochodzi ona z okresu III Rzeszy.

Najtrudniej do miejscowych tradycji się odwołać gminom wiejskim, które własnej symboliki nigdy w Polsce nie miały (z wyjątkiem części wsi wielkopolskich, małopolskich i śląskich, które uzyskały w XVIII-XIX w. znaki pieczętne). Gdy nie ma gotowych historycznych opracowań, myśli radnych nieuchronnie kierują się ku kłosom zboża lub pobliskiej rzece.

– A przecież z pomocą miłośników historii czy regionalistów zawsze natrafi się na coś ciekawego. Godło zasłużonego dla okolicy rodu szlacheckiego, legenda, ważne wydarzenie, zabytek, pomnik przyrody...  – przekonuje Alfred Znamierowski.

Niezłym rozwiązaniem bywa herb  bezpośrednio nawiązujący do nazwy miejscowości. Zdecydowali się na to radni gminy Wiśniew w powiecie siedleckim. Jej nowy symbol – zielone drzewo z czerwonymi owocami na złotej tarczy – znawcy porównują z pięknym średniowiecznym herbem Różana, białą różą z zielonymi listkami na czerwonym polu.

Wprawdzie produkcja zbóż ma dziś w polskim PKB bardzo niewielki udział, znaczenie żyta i pszenicy w sferze symbolicznej nie maleje. Kłosy zboża to najczęściej wykorzystywany element herbów samorządowych w Polsce.

W herbie gminy wiejskiej Bełchatów możemy podziwiać umieszczoną w koszyku wiązankę kłosów w różnych odcieniach zieleni i żółci, wzbogaconą o śródziemnomorski akcent, fioletowe i różowe grona winne. Ta sielska kompozycja sprzeczna jest z podstawowymi zasadami polskiej heraldyki, w której dopuszcza się tylko czyste barwy i „metale": złoto, srebro, czerwień, zieleń, błękit i czerń. Herb Bełchatowa nie jest wyjątkiem, lecz niemal normą. Pół tysiąca herbów polskich gmin wiejskich, czyli 30 proc., narusza reguły heraldyki oraz przepisy ustawy o odznakach i mundurach.

Pozostało 90% artykułu
Gospodarka
Nacjonalizacja po rosyjsku: oskarżyć, posadzić, zagrabić
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Amerykański kredyt 20 mld dol. dla Ukrainy spłaci Putin
Gospodarka
Polacy mają dość klimatycznych radykałów
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Jak pogodzić Europejski Zielony Ład z konkurencyjnością gospodarki?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Gospodarka
Ireneusz Dąbrowski, RPP: Rząd sam sobie skomplikował sytuację