Tarcz ochronnych nie da się ciągnąć w nieskończoność

Z ekonomicznego punktu widzenia nie ma sensu utrzymywać ani zerowego VAT na żywność, ani mrożenia cen energii dla wszystkich odbiorców. Nowy rząd powinien się z tym zmierzyć najpóźniej w drugiej połowie roku.

Publikacja: 11.12.2023 03:00

Tarcz ochronnych nie da się ciągnąć w nieskończoność

Foto: Bloomberg

W ostatnich dniach zapadły dwie ważne decyzje, które mogą mieć wpływ na portfele Polaków w przyszłym roku, a także na inflację. Po pierwsze, w czwartek Sejm przegłosował ustawę mrożącą ceny energii dla gospodarstw domowych, małych i średnich firm oraz samorządów na pierwszą połowę 2024 r. W sobotę zaś minister finansów, zgodnie z zapowiedziami premiera Mateusza Morawieckiego, wydał rozporządzenie o przedłużeniu zerowego VAT na żywności na pierwszy kwartał 2024 r.

Niższa inflacja

Zerowy VAT to spore koszty dla budżetu państwa. Jednak rząd PiS takich ubytków w dochodach nie przewidział w projekcie budżetu na 2024 r., dlatego nowy rząd Donalda Tuska może jeszcze cofnąć rozporządzenie poprzedników. Zaś finansowanie kosztów mrożenia cen energii przez opłatę nałożoną na Orlen to już pomysł większości sejmowej, więc można to traktować jako pewnik. Niemniej gdyby oba rozwiązania weszły w życie, Polacy zaoszczędziliby ok. 11 mld zł w skali jednego kwartału, z czego ok. 8 mld zł to efekt utrzymania niższych rachunków za prąd i gaz.

Przedłużenie tarcz przyczyni się również do utrzymania inflacji pod kontrolą. Ekonomiści szacują, że inflacja może spać nawet do 3–3,5 proc. na przełomie pierwszego kwartału 2024 r. W przeciwnym razie, gdyby te rozwiązania nie weszły w życie, ogólny wskaźnik CPI mógłby skoczyć do 7–8 proc. Powrót do 5-proc. VAT na żywności może dodać do inflacji ok. 0,9 pkt proc., a powrót do rynkowych taryf na energię – aż o 2–3 pkt proc.

Droga donikąd

Patrząc z tego punktu widzenia, wydawać się może, że przedłużanie tych tarcz na kolejne okresy jest rozwiązaniem idealnym. Z jednej strony chroni przecież gospodarstwa domowe przed nadmiernymi wydatkami, z drugiej strony – tłumi inflację. Jednak ekonomiści zaznaczają, że na dłuższą metę to rozwiązania prowadzące donikąd.

Po pierwsze, zgodnie z zasadami ekonomii utrzymywanie sztucznych, regulowanych decyzjami administracyjnymi obniżonych cen wybranych produktów powoduje, że popyt konsumpcyjny na inne dobra nie spada i nie wymusza spadku inflacji ogółem.

Poza tym kiedyś trzeba w końcu wrócić do kształtowania cen przez warunki rynkowe. Pytanie jedynie, kiedy to powinno nastąpić. Zdaniem ekonomistów zmiana podejścia rządzących powinna nastąpić już w przyszłym roku.

Szok zbyt duży

– Oczywiście nie jest to proste – zaznacza Marta Petka-Zagejewska, kierownik zespołu ekonomistów PKO BP. – Warto zdawać sobie sprawę, że wydatki na żywności i energię stanowią niemal 50 proc. budżetu gospodarstw domowych, są towarami pierwszej potrzeby, więc stanowią szczególnie wrażliwą kategorię. Gdyby ich ceny wzrosły w sposób skokowy, wiele rodzin by sobie z tym nie poradziło – mówi.

– Szczególny problem dotyczy cen energii – przyznaje też Adam Antoniak, ekonomista ING Banku Śląskiego. – Wszelakie tarcze powinny chronić przed szokowym wzrostem cen w tej kategorii, a wydaje się, że ten szok wynikający z kryzysu energetycznego dotychczas nie ustąpił – dodaje.

Według informacji Urzędu Regulacji Energii bez ustawy mrożącej taryfy za prąd wzrosłyby w 2024 r. o 76 proc., a za gaz – o 48 proc. Jednak według ekonomistów wcześniej czy później trzeba się z tym problemem zmierzyć. A to znaczy, że nowy rząd powinien iść w kierunku wycofania się z pomocy dla wszystkich, a przygotować rozwiązania bardziej skoncentrowane na gospodarstwach domowych najbardziej potrzebujących pomocy, tj, cierpiących na tzw. ubóstwo energetyczne. Zapowiedź takich działań już można znaleźć w ustawie mrożącej przyjętą przez większość sejmową, a co ma przecież obowiązywać tylko przez pół roku. – Zakładamy, że w drugiej połowie przyszłego roku ceny energii wzrosną, ale nie do rynkowego poziomu, jakby to wynikało z wyliczeń URE, ale w ograniczonej skali, przykładowo zgodnie ze wskaźnikiem średniorocznej inflacji w 2023 r., czyli rzędu 11 proc. – mówi Kamil Łuczkowski, ekonomista Banku Pekao.

Spadek po PiS

Nieco inaczej wygląda kwestia cen żywności. Zdaniem ekspertów w zasadzie nie ma sensu utrzymywać zerowego VAT w tym obszarze. W listopadzie inflacja w tej kategorii wciąż była dosyć wysoka i wynosiła 7,2 proc., a jeszcze w marcu były to aż 24 proc.

Powrót do 5-proc. VAT oznacza wzrost cen żywności o owe 5 proc., ale nie uzasadnia to utrzymywania tarczy antyinflacyjnej dla wszystkich, także tych zamożniejszych osób. Inne sprawa, że rządy PiS przyzwyczaiły Polaków do pomocy państwa udzielanej szerokim gestem, a nowemu gabinetowi trudno będzie wytłumaczyć, że nie jest to dobra droga.

W ostatnich dniach zapadły dwie ważne decyzje, które mogą mieć wpływ na portfele Polaków w przyszłym roku, a także na inflację. Po pierwsze, w czwartek Sejm przegłosował ustawę mrożącą ceny energii dla gospodarstw domowych, małych i średnich firm oraz samorządów na pierwszą połowę 2024 r. W sobotę zaś minister finansów, zgodnie z zapowiedziami premiera Mateusza Morawieckiego, wydał rozporządzenie o przedłużeniu zerowego VAT na żywności na pierwszy kwartał 2024 r.

Pozostało 89% artykułu
Gospodarka
Ekonomiści o prognozach i wyzwaniach dla polskiej gospodarki. „Czasu już nie ma”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Wiceminister Maciej Gdula: Polska nauka musi się wyspecjalizować
Gospodarka
Nacjonalizacja po rosyjsku: oskarżyć, posadzić, zagrabić
Gospodarka
Amerykański kredyt 20 mld dol. dla Ukrainy spłaci Putin
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Gospodarka
Polacy mają dość klimatycznych radykałów