Pierwsza część poprzedniego tygodnia na emerging markets nie była zbyt ciekawa z uwagi na ubogi kalendarz danych makroekonomicznych. Co prawda jeszcze w poprzedni weekend Chińczycy pochwalili się lepszymi niż oczekiwano danymi na temat październikowego bilansu handlu zagranicznego (eksport w porównaniu z zeszłym rokiem wzrósł o 11,6 proc. zamiast oczekiwanych 10,6 proc.), ale nie zrobiły one w poniedziałek większego wrażenia na inwestorach z rynków globalnych. Giełda w Szanghaju zwyżkowała jednak tego dnia aż o ponad 3 proc. i ustanowiła nowe roczne maksimum.
Kolejne dni na dalekowschodnim parkiecie nie były już tak udane. W drugiej części tygodnia lekką przewagę zdobyli nawet sprzedający, których do większej aktywności zachęcały informacje o wolniejszym niż oczekiwano wzroście produkcji przemysłowej (w październiku była o 7,7 proc. wyższa niż rok wcześniej, analitycy oczekiwali 8-proc. zmiany) i sprzedaży detalicznej (powiększyła się 11,5 proc. zamiast prognozowanych 11,6 proc.). Mimo to bilans całego tygodnia na chińskiej giełdzie i tak był imponujący. Zyskała ponad 2,5 proc. co było jednym z najlepszych wyników wśród wszystkich rynków rozwijających się.
Jedyną giełdą, która mogła pochwalić się lepszymi dokonaniami, był Stambuł. W ciągu pięciu dni inwestorzy, którzy mają papiery tureckich spółek zarobili średnio 4,2 proc. Zwyżkom sprzyjało wyciszenie emocji wokół Syrii, które w pierwszych dniach listopada mocno oddziaływały na giełdę turecką. Po zeszłotygodniowych zwyżkach główny indeks giełdy w Stambule znalazł się na najwyższym poziomie od dwóch miesięcy i wyraźnie ma apetyt na dalszy wzrost i pobicie rocznego maksimum ustanowionego pod koniec lipca.
Bardzo przyzwoicie, zyskując 1,5 proc., prezentowała się w ostatnim tygodniu giełda w Budapeszcie. Inwestorzy pozytywnie zareagowali na informacje, że w październiku produkcja przemysłowa nad Dunajem była aż o 7,6 proc. większa niż rok wcześniej (we wrześniu tempo wzrostu wynosiło tylko 0,5 proc.), a węgierski PKB był w III kw. o 3,2 proc. wyższy niż przed rokiem. Analitycy zakładali 3-proc. wzrost. Od nabywania akcji nie były inwestorów w stanie odstręczyć nawet zapowiedzi kolejnych reform planowanych przez tamtejszy rząd. Premier Viktor Orban oświadczył, że chciałby, żeby ponad 60 proc. banków działających w jego kraju było w węgierskich rękach.
W zupełnie innych nastrojach kończyli tydzień inwestorzy z Brazylii. Niedawne wybory prezydenckie, które przedłużyły mandat Dilmy Rousseff, tylko częściowo wyciszyły niepokoje społeczne w tym kraju. Mimo to inwestorzy nadal pozbywają się brazylijskiego reala, którego kurs wobec amerykańskiego dolara jest najniższy od dziesięciu lat. W piątek giełdą w Sao Paulo wstrząsnął skandal, którego bohaterem był paliwowy Petrobras, największa spółka notowaną na tamtejszym parkiecie. Petrobras, zamiast opublikować raport finansowy za III kwartał podał jedynie, że zrobi to do 12 grudnia, bo musi zweryfikować dane co do ich prawidłowości. Służby śledcze badają czy Petrobras prawidłowo księgował umowy z dostawcami. Do aresztu trafiły dziesiątki osób z kierownictwa petrochemicznej spółki. W reakcji kurs Petrobrasu, który już w poprzednich dniach radził sobie bardzo słabo, załamał się. W skali tygodnia papiery potaniały o blisko 10 proc. Przecena liczona od początku roku sięga już 20 proc. Kurs koncernu spadł do najniższego poziomu od pięciu lat co nie mogło pozostać bez wpływu na zachowanie się całej brazylijskiej giełdy, która w ciągu pięciu dni straciła 3,5 proc.