Z pewnością nie tak inwestorzy wyobrażali sobie przebieg środowej sesji. Indeksy zamiast bowiem rosnąć musiały się zmierzyć z presją podaży. Co prawda start notowań mógł napawać optymizmem. WIG20 w pierwszych minutach handlu zyskiwał 0,2 proc. Biorąc pod uwagę fakt, że od wzrostów dzień zaczęły także inne europejskie rynki wydawało się, że indeksy warszawskiej giełdy będą zdobywały coraz to wyższe poziomy. Niestety szybko trzeba było zweryfikować te oczekiwania.
Inwestorzy zamiast kupować zaczęli sprzedawać akcje. Pod presją znalazły się przede wszystkim największe spółki. Już po godzinie handlu WIG20 był pod kreską, a im dłużej trwała sesja tym presja podaży była coraz większa. Kolor czerwony zagościł także na innych rynkach. Wszystko to działo się przy niemal pustym kalendarzu makroekonomicznym w pierwszej połowie dnia. Dopiero bowiem po południu napłynęły ważne dane ze Stanów Zjednoczonych. Niestety te zamiast pomóc, tylko zaszkodziły rynkowi. W I kwartale wzrost gospodarczy w USA wyniósł 0,2 proc. w ujęciu rocznym. Wynik ten okazał się dużo gorszy od prognoz, które mówiły o odczycie na poziomie 1 proc. Rozczarowanie to znalazł swoje odzwierciedlenie na rynkach. Wall Street wystartowało pod kreską, a przecena w Europie przyspieszyła. Ostatecznie WIG20 stracił 1,1 proc. Nieco lepiej poradziły sobie średnie i małe firmy. mWIG40 spadł „tylko" 0,1 proc. zaś sWIG80 urósł 0,1 proc. To i tak nic z tym co obserwowaliśmy na innych rynkach. Tam spadki pod koniec dnia przekraczały po raz kolejny ponad 2 proc.
„Gwiazdą" środowej sesji na warszawskiej giełdzie była Energa. Akcje spółki zostały przecenione o 7 proc. To reakcja na zmiany kadrowe w firmie. Na stanowisku prezesa Mirosława Bielińskiego zastąpił Andrzej Tersa. Większego wpływu na notowania nie miały wyniki finansowe spółek. mBank mimo, że pokazał lepsze rezultaty od prognoz stracił 1 proc. Lotos, który także pozytywnie zaskoczył analityków został przeceniony 1,3 proc.