Doskonałe pierwsze dni stycznia, gdy indeksy na całym świecie bardzo dynamicznie zyskiwały na wartości na fali informacji o rozwiązaniu problemu tzw. klifu fiskalnego w Stanach Zjednoczonych, bardzo rozbudziły oczekiwania inwestorów co do dalszych zwyżek.
Poprzedni tydzień znacznie ostudził pozytywne emocje. Inwestorzy zdali sobie bowiem sprawę, że problemy budżetowe za oceanem zostały rozwiązane tylko doraźnie i za kilka miesięcy mogą wrócić ze zdwojoną siłą. Do tego wciąż z większości państw napływały informacje o kiepskich wskaźnikach makroekonomicznych, co dodatkowo zachęcało inwestorów do zamykania pozycji w akcjach i realizowania zysków wypracowanych pod koniec zeszłego roku.
Presja sprzedających szczególnie widoczna była w poprzednim tygodniu na giełdach w Szanghaju (spadek o 1,49 proc.) i Warszawie (1,68 proc.). Oba parkiety bardzo mocno zyskiwały w grudniu na wartości (na GPW hossa zaczęła się jeszcze w listopadzie). W styczniu, po pierwszych kilku sesjach, jako jedyne z rynków emerging markets są jednak pod kreską.
Wyprzedaż chińskich akcji mogła dziwić w świetle informacji o lepszym, niż oczekiwano, saldzie handlu zagranicznego. W czwartek okazało się, że eksport w grudniu był aż o 14,1 proc. wyższy niż rok wcześniej. W konsekwencji nadwyżka handlowa dalekowschodniego tygrysa w poprzednim miesiącu sięgnęła aż 31,6 mld dol. wobec prognozowanych 19,7 mld dol.
Naszemu parkietowi nie pomogła z kolei nawet Rada Polityki Pieniężnej, która w środę obniżyła główną stopę procentową do 4 proc., co w niedługim czasie przełoży się na spadek atrakcyjności lokat bankowych. Uwolniony z nich kapitał powinien popłynąć na giełdę, gdzie o zyski jest łatwiej.