Kur­so­wi nie uda­ło się wró­cić po­wy­żej po­zio­mu 1,3 głów­nie za spra­wą lep­szych, niż ocze­ki­wa­no, da­nych o kwiet­nio­wej sprze­da­ży de­ta­licz­nej za oce­anem.

W War­sza­wie po­nie­dzia­łek, po­dob­nie jak i pią­tek, upły­nął przy prze­wa­dze sprze­da­ją­cych. In­we­sto­rzy za­my­ka­li po­zy­cje w pol­skich pa­pie­rach dłu­żnych, a po­zy­ska­ne w ten spo­sób pie­nią­dze wy­mie­nia­li na wa­lu­ty, przy­czy­nia­jąc się tym sa­mym do osła­bie­nia zło­te­go. Po­daż nie by­ła jed­nak szcze­gól­nie agre­syw­na. Wy­ni­ka­ła ra­czej z na­tu­ral­nej chę­ci do re­ali­za­cji zy­sków z na­szych ob­li­ga­cji niż z o­baw o przy­szłość pol­skiej go­spo­dar­ki, tym bar­dziej że przez dwie ostat­nie se­sje w na­szym kra­ju nie wy­da­rzy­ło się nic, co mo­gło­by za­chę­cać do od­wro­tu ka­pi­ta­łu.

Póź­nym po­po­łu­dniem opro­cen­to­wa­nie ob­li­ga­cji dzie­się­cio­let­nich wy­no­si­ło 3,18 proc., pię­cio­let­nich 2,71 proc., a dwu­let­nich 2,52 proc. W tym cza­sie za eu­ro pła­co­no nie­co po­nad 4,16 zł, czy­li 0,5 proc. wię­cej niż na wcze­śniej­szej se­sji. Szwaj­car­ski frank dro­żał o 0,35 proc., do 3,35 zł, a do­lar o 0,45 proc., do pra­wie 3,21 zł.