Grudzień to statystycznie jeden z najlepszych miesięcy do inwestowania na giełdzie. Rozpoczyna się tzw. rajdem św. Mikołaja, gdy inwestorzy sami sobie sprawiają prezenty, nabywając na wyścigi akcje i windując indeksy. Z kolei ostatnie dni w roku wykorzystywane są przez inwestorów finansowych do poprawy wyników zarządzanych portfeli, co przekłada się na większe zakupy, a to nie pozostaje bez wpływu na cały rynek.
Wiele wskazuje na to, że grudzień tego roku również powiększy portfele inwestorów. Przedsmak tego mieliśmy już w poprzednim tygodniu, gdy indeks rynków rozwijających się MSCI EM zwyżkował o 0,9 proc., odrabiając większość strat z poprzedniego tygodnia i zbliżając się do tegorocznego maksimum ustanowionego w ostatniej dekadzie października (do jego pobicia brakuje jeszcze niespełna 3 proc.).
Zeszłotygodniowe zwyżki są tym bardziej godne podkreślenia, że zostały dokonane przy niewielkiej aktywności najważniejszych uczestników rynku kapitałowego, czyli Amerykanów. Inwestorzy zza oceanu w czwartek obchodzili Święto Dziękczynienia, a giełda nowojorska nie pracowała.
Z kolei piątkowa sesja na tym parkiecie była krótsza, bo tego dnia (tzw. czarny piątek) rozpoczynał się sezon świątecznych zakupów. Pierwsze dane pokazują, że Amerykanie wyjątkowo tłumnie ruszyli do sklepów, co wyjątkowo dobrze rokuje producentom dóbr konsumpcyjnych na świecie.
Po poprzednim tygodniu najwięcej powodów do zadowolenia, nie po raz pierwszy w tym roku, mieli gracze z giełdy argentyńskiej. Ich portfele powiększyły się średnio o 6 proc., a od początku roku już podwoiły wartość.
Znacznie słabiej radziła sobie giełda brazylijska, która spadła o 0,6 proc. Tamtejszy rząd oficjalnie podał, że są trudności z utrzymaniem tempa prac przed przyszłorocznymi mistrzostwami świata w piłce nożnej. Obiekty sportowe powinny być gotowe w tym roku (tego wymaga FIFA). Wiadomo już, że nie ma na to szans. Rośnie zatem ryzyko, że impreza, która razem z igrzyskami olimpijskimi w 2015 r. miała być kołem zamachowym brazylijskiej gospodarki, wpędzi ją w kłopoty.
Jedną z nielicznych giełd emerging markets, która poprzedni tydzień zakończyła pod kreską, była też GPW. Winowajcą był KGHM, który ma kluczowy wpływ na zachowanie się całego rynku. Herbert Wirth, prezes miedziowej spółki, zasygnalizował, że jej tegoroczne wyniki finansowe mogą być nieco gorsze od prognozowanych, a perspektywy na rynku miedzi na 2014 r. nie są najlepsze. Odbicia oczekuje dopiero w 2015 r.
W reakcji inwestorzy pozbywali się w czwartek akcji KGHM (przejściowo taniały o niemal 5 proc.), co przełożyło się negatywnie na zachowanie całego polskiego rynku, który mimo piątkowego wzrostu w skali całego tygodnia spadł o 0,22 proc. Zwyżka WIG20, liczona od początku roku, stopniała zatem do śladowych 0,07 proc.
Znacznie lepiej w poprzednich dniach radziły sobie inne giełdy środkowoeuropejskie, w tym czeska i węgierska, które zgodnie podrożały o 1,31 proc.
Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc
Wynik ten istotnie pobiła giełda rumuńska. Tylko w ciągu pięciu ostatnich dni główny indeks parkietu z Bukaresztu zyskał ponad 2 proc. Od początku roku wzrost to już przeszło 23 proc.
Inwestorzy w ten sposób dyskontują wiadomości, że recesja, która bałkańską gospodarkę dotknęła wyjątkowo boleśnie, już się zakończyła, a perspektywy na kolejne lata prezentują się wyjątkowo obiecująco.