– Widzimy narastające ryzyko w kierunku niższego wzrostu, które jednak trudno oszacować. Czekamy na reakcje UE, USA i Rosji na konsekwencje niedzielnego referendum na Krymie – mówi Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku. – W bazowym scenariuszu zakładamy jednak, że konflikt militarny ograniczy się do Krymu. Wtedy wzrost PKB w Polsce o 3,5 proc. uważamy za prawdopodobny – dodaje.
Złoty się nie umocni
– Choć sytuacja na Wschodzie w oczywisty sposób negatywnie wpływa na Polskę poprzez prawdopodobnie niższy wzrost eksportu, na razie nie widzę powodów, by zasadniczo zmieniać prognozę – ok. 3 proc. wzrostu PKB. Przy założeniu, że nic bardziej dramatycznego niż dotąd się nie stanie, wpływ kryzysu byłby umiarkowany i jeszcze zbyt wczesny do prognozowania – zauważa też Witold Orłowski, ekonomista, partner PwC.
– Szacujemy, że spadek obrotów handlowych z Rosją i Ukrainą o 10–20 proc. odjąłby od naszego PKB 0,3–0,6 pkt proc. Szerszy kontekst jest jednak taki, że mamy silne ożywienie popytu krajowego, więc ryzyko związane z konfliktem na Wschodzie na tym etapie sprowadza się do tego, że nie rewidujemy naszych prognoz PKB na ten rok w górę, podtrzymujemy na poziomie 2,8–3,0 proc. – mówi Radosław Bodys, główny ekonomista PKO BP.
Ekonomiści zakładają też, że efektem napięć na linii Kijów – Moskwa będzie większa zmienność na rynku złotego i długu. – Z powodu ryzyka geopolitycznego złoty w tym roku nie będzie się specjalnie umacniał, choć patrząc na nasze fundamenty makro, jest ewidentnie przestrzeń do aprecjacji – podkreśla Wojciechowski.
Co innego, gdyby doszło do dramatycznej eskalacji konfliktu. – Wszystkie prognozy trzeba będzie robić na nowo, dziś jeszcze nie ma do tego podstaw – mówi Orłowski. Poza tym wiele zależałoby od przebiegu wydarzeń. Nie chodzi bowiem tylko o zmniejszenie eksportu na Wschód, ale także o nastawienie firm i Polaków do inwestycji i konsumpcji.