Precyzją danych wszystkich zakasował finansowy dziennik „Nikkei" nie ujawniając jednak źródła swoich informacji. Gazeta japońskiego biznesu w ten sposób ujawniła roczne dokonania ponad 40 spółek z głównego indeksu giełdy tokijskiej Nikkei 225 ustanawiając rekord dokładności. Inwestorzy na tym drugim co do wielkości rynku akcji są zmuszeni traktować materiały dziennikarskie jako coś w rodzaju Biblii, pozostałość dawnych czasów, kiedy biznesy wykorzystywały media by pochwalić się wynikami zanim wprowadzono regulacje tego zakazujące.
Mimo że niektórzy inwestorzy mogą to uznać za niewłaściwe postępowanie takie przecieki w Japonii nie są nielegalne chociaż mogą okazać się niezgodne z warunkami dopuszczenia spółek do notowań na giełdzie o ile zostanie to dowiedzione, twierdzi tokijska giełda.
- Wygląda to na element naprowadzania przez same japońskie firmy - wskazuje Mitsushige Akino, tokijski menedżer Ichiyoshi Asset Management. Zastrzega się, że spekuluje, ale jego zdaniem źródłem przecieków były same firmy.
Reguły ujawniana takich informacji nie obejmują japońskich mediów a publikowania prognoz wyników nigdy nie traktowano jako manipulowania rynkiem, przekonuje Etsuro Kuronuma, profesor tokijskiego uniwersytetu Wasada. Dostrzega podobieństwa do unormowania amerykańskiego wyłączającego dziennikarzy, zwanego Regulacją FD, która weszła w Zycie w 2000 r.
Ochrona wolności prasy w Japonii jest zagwarantowana konstytucyjnie. Tokijska giełda twierdzi, że nie ma żadnych prawnych zakazów, które zapobiegałyby takim przeciekom ze spółek z wyjątkiem przypadków wykorzystywania poufnych informacji w transakcjach giełdowych. Ustawa o instrumentach finansowych i giełdzie (Financial Instruments and Exchange Act) zakazuje przekazywania poufnych informacji tylko wówczas kiedy ujawniający je wie, iż posłużą do handlu na giełdzie.