Po udanej sesji na Wall Street oraz na rynkach azjatyckich większość wskaźników w Europie notowania rozpoczęła od pokaźnych plusów. W Niemczech DAX rósł o ponad 2 proc. Podobnie zachowywał się francuski CAC40. Również i w Warszawie inwestorzy wzięli się za odrabiania strat z początku tygodnia. Niestety już na starcie było widać, że nasz rynek odstaje od innych parkietów. Nasz WIG20 zyskał na początku "zaledwie" 1,5 proc. Niestety w kolejnych godzinach te dysproporcje tylko się powiększały.

O ile bowiem obserwując zachowanie zachodnioeuropejskich giełd można było odnieść wrażenie, że inwestorzy na dobre już zapomnieli o wstrząsach z ostatnich dni, tak w Warszawie wciąż widać było dużą powściągliwość. DAX w pewnym momencie notowań zyskiwał prawie 4 proc. Tymczasem u nas wzrosty nie przekraczały 2 proc. Naszych inwestorów do bardziej zdecydowanych zakupów nie przekonał nawet udany start czwartkowej sesji na Wall Street. Tam wzrosty już na początku notowań wynosiły prawie 2 proc. Warszawa żyła jednak swoim życiem.

WIG20 w ostatecznym rozrachunku zyskał "tylko" 2,1 proc. Europa kończyła zaś dzień 4 - proc. wzrostami. Pocieszający jest fakt, że wzrosty w czwartek nie ominęły też średnich i małych firm naszego parkietu. mWIG40 zyskał 2,6 proc. zaś sWIG80 1,75 proc. Wszystko to działo się przy stosunkowo wysokich obrotach. Te na całym rynku wyniosły około 1 mld zł. Straty odrabiały spółki, które wcześniej mocno zostały doświadczone przez rynek. Blisko 13 proc. zyskały w czwartek akcje Bogdanki. O ponad 9 proc. urosły walory KGHM. Największym maruderem w gronie spółek z WIG20 okazał się PKN Orlen, który stracił 2,6 proc.

Teraz pozostaje mieć nadzieję, że piątek przyniesie kontynuację wzrostów na szerokim rynku. Może udać się odrobić kolejną porcję straty, jakie nasze indeksy poniosły przy okazji giełdowego tsunami, które nadeszło w poniedziałek z Chin. W ostatecznym rozrachunku liczy się to, jak się kończy, a nie zaczyna.