Na reformie WPR stracą duże gospodarstywa

Zrównanie dopłat w Unii Europejskiej?nie jest potrzebne rolnikom – mówi Marek Zagórski

Publikacja: 02.11.2012 02:30

Na reformie WPR stracą duże gospodarstywa

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch

Minister rolnictwa liczy na to, że w latach 2014-2020 na polską wieś trafi z Unii Europejskiej 34,5 mld euro, czyli niemal 6 mld euro więcej niż w poprzedniej perspektywie. To realne oczekiwania?

Takie zapowiedzi ministra rolnictwa to czysty PR. Mogłoby się wydawać, że Polska otrzyma dodatkowo sześć miliardów euro, bo on to wywalczył. A tak nie jest. Kwota, którą podaje jest konsekwencją mechanizmu finansowania ustalonego  Unią Europejską znacznie wcześniej. W Traktacie Akcesyjnym zagwarantowaliśmy sobie, że dopłaty bezpośrednie wypłacane z budżetu unijnego będą zwiększać się stopniowo aż osiągną poziom wyliczony w oparciu o plon referencyjny z lat 80. XX wieku. Do czasu dojścia do niego, Polska mogła dokładać brakującą część z budżetu krajowego. W tym roku z UE pochodzi 90 proc. płatności, a resztę dokładamy sami. Do 100 proc. finansowania unijnego dojdziemy w 2013 roku i nie będziemy już mogli zwiększać dopłat z budżetu krajowego.

Ile pieniędzy trafi wyłącznie na dopłaty bezpośrednie w latach 2014-2020?

Pula pieniędzy dla Polski na dopłaty bezpośrednie na następny okres finansowania wyniesie tyle, ile w 2013 roku, czyli nieco ponad 3,1 mld euro rocznie. Jeżeli to pomnożymy przez siedem lat, to będzie to około 21,5 mld euro. A jeżeli na drugi filar - związany ze wsparciem szeroko rozumianego rozwoju wsi -  dostaniemy tyle samo co w latach 2007-2013, czyli niemal 14 mld zł, to w sumie Polska otrzyma w latach 2014-2020 na rolnictwo nawet więcej niż doliczył się minister rolnictwa.

Polscy rolnicy mogą liczyć, że ich dopłaty osiągną przynajmniej średni poziom unijny?

Jeżeli  zmaterializują się propozycje KE dla Wspólnej Polityki Rolnej na lata 2014 – 2020 to przeciętna wysokość dopłat bezpośrednich w Polsce wyniesie około 217 euro za hektar rocznie, czyli nieco ponad 90 proc. średniej unijnej. Osiągnięcie teoretycznej średniej niewiele jednak dla naszych rolników znaczy.

Ale przecież chcemy, aby nasi rolnicy nie byli traktowani gorzej niż farmerzy ze „starej" Unii?

Komisja Europejska zapowiada wprawdzie zmniejszenie dysproporcji w płatnościach pomiędzy krajami członkowskimi, ale będzie to mieć charakter symboliczny. Natomiast zaproponowany przez nią sposób obliczania płatności oznacza, że z puli pieniędzy na dopłaty trzeba odjąć sumę m.in. dla młodych rolników czy małych gospodarstw. Ostrożnie licząc, przy założeniu,  że wprowadzimy choćby cześć z tych schematów, zmniejszenie puli środków na dopłaty dla większości gospodarstw towarowych wyniesie o 15 proc.

Kto starci na tym najbardziej?

Na zmianach stracą najbardziej gospodarstwa towarowe. W przypadku tych zajmujących się produkcją roślinną średnia stawka wyniesie nie 217 euro, ale 185 euro na hektar. W tym roku otrzymają oni około 230 euro na hektar. Przy czym nowy model dopłat zaproponowany przez Komisję Europejską oznacza, że różnice między dopłatami dla poszczególnych rolników w Polsce mogą sięgnąć nawet kilkuset euro rocznie na hektar . Obecnie te różnice są niewielkie.

Zapowiedzi KE o wyrównaniu płatności są więc fikcją?

Cele, które miała Komisja Europejska były ambitne, ale wyszło jak zwykle. Znalazła się w klinczu pomiędzy nowymi państwami członkowskimi, które chcą więcej pieniędzy a tymi z starej UE, którzy pytają, dlaczego mają mieć mniej z powodu Polaków czy Łotyszy. Jedynym sposobem na bezkonfliktowe wyrównanie dopłat byłoby zwiększenie budżetu na rolnictwo, co niestety uniemożliwia kryzys.

Jest zatem możliwe, że kiedykolwiek wszyscy rolnicy unijni będą dostawać takie same dopłaty?

Sama idea całkowitego wyrównania dopłat jest nierozsądna. Nie jest to potrzebne, bo rolnicy unijni funkcjonują  w różnych warunkach. Różnice kosztów czy warunków środowiskowych muszą być więc uwzględnione przy wyliczaniu płatności. Problemem są jednak zbyt duże dysproporcje. Średnia płatność w Niemczech jest wyższa o 100 euro na hektar niż w Polsce. Jeżeli weźmiemy pod uwagę właściciela dużego gospodarstwa spod Wrocławia to warunki produkcji i ceny nie różnią się od tych zza Odry. Być może niższe są u nas koszty pracy, ale nieznacznie. Zresztą Niemcy także mogą zatrudnić Polaków. W przypadku 300-hektarowego  gospodarstwa nasz rolnik dostaje więc  30 tys. euro rocznie mniej od niemieckiego farmera. Jego konkurencyjność jest więc mniejsza. Potrzebujemy nie tyle równych dopłat co jasnych, takich samych w całej UE, zasad ich przyznawania.

Część pieniędzy z puli na dopłaty ma trafić na zryczałtowane płatności dla małych gospodarstw. To pieniądze za nic?

Propozycje KE zakładają, że w Polsce te dopłaty wyniosą niemal 670 euro na gospodarstwo. Wniosek będzie można składać w tym wypadku raz na siedem lat i nie będzie się poddawanym kontrolom.  Jedyny wymóg, jaki na ten moment stawia Komisja Europejska to konieczność utrzymania posiadanej ilości gruntów, co uniemożliwia ich sprzedaż. Zakładam, że w Polsce z płatności dla małych gospodarstw skorzystają wszystkie liczące do 5 ha, czyli połowa wszystkich istniejących. Jeszcze dalej idą propozycje zgłoszone na forum PE, które zakładają, że na płatności dla małych gospodarstw powinno trafić nie 10 a 15 proc. koperty, co oznacza, że zmniejszą się jeszcze bardziej płatności dla większych gospodarstw. Ponadto przyjęcie tych propozycji spowodowałoby, że stawka w Polsce wyniosłaby 1,1 tys. euro na drobne gospodarstwo rocznie.

Wsparcie to zatrzyma rozwój polskiego rolnictwa?

Na pewno nie przyspieszy przemian strukturalnych. Płatności dla drobnych rolników byłyby dobrym rozwiązaniem, gdyby towarzyszyły im odpowiednie działania w drugim filarze. Warto byłoby stworzyć podprogram tematyczny wspierający rolników chcących zdywersyfikować swoją działalność lub zrezygnować z działalności rolniczej.  Byłby to impuls do aktywizacji osób, które żyją z dopłat a  nie z prowadzenia działalności rolniczej. W przypadku tego działania zaskakująca jest też niekonsekwencja KE. Z  jednej strony chce zmusić część rolników do zazieleniania, czyli wyłączenia 7 proc. gruntów z produkcji. Z drugiej tworzy działanie, które powoduje, że połowa polskich gospodarstw (w Rumunii będzie to dwie trzecie) nie będzie musiało spełniać żadnych wymogów prośrodowiskowych, co oznacza w praktyce krok wstecz w stosunku do obecnego stanu, w którym rolnicy niezależnie od wielkości gospodarstwa muszą przestrzegać tych samych norm zgodnie z tzw. wymogami wzajemnej zgodności

Jakie skutki dla polskiego rolnictwa może mieć tzw. zazielenienie?

Wprawdzie  schemat ten ma objąć tylko tych rolników, którzy mają co najmniej 3 ha gruntów rolnych, ale konsekwencje mogą być niekorzystne dla całego rolnictwa. W Polsce powstanie 800 tys. – 1 mln małych kawałków ziemi, przypominających dryfujące wysepki. Nic to nikomu nie da, a na pewno nie poprawi to stanu środowiska. Trzeba też pamiętać, że z produkcji zostanie wyłączonych 7 proc. gruntów, co istotnie zmniejszy wielkość produkcji. Szacuje się, że te największe gospodarstwa w Polsce mogą stracić nawet 20 proc. dochodów rocznie. W skali całej UE ubytek w produkcji zbóż może wynieść 20 mln ton, czyli tyle ile wynosi eksportowana nadwyżka. Propozycje PE łagodzą założenia KE w sprawie zazielenienia, ale nadal  będzie ono problem dla Polskich gospodarstw towarowych, które muszą konkurować nie tylko na europejskim, ale i na światowym rynku.

Biorąc pod uwagę skomplikowanie systemu oraz koszty z tym związane, a jednocześnie niewielkie korzyści dla rolników, czy reforma WPR ma w ogóle sens?

Założenia reformy były bardzo ambitne i słuszne, ale zaproponowane rozwiązania powodują, że osiągnięcie zakładanych celów będzie niemożliwe. Z punktu widzenia rolników ta reforma nie ma sensu, bo nie prowadzi do wyrównania płatności i uproszczenia systemu. Wątpliwe są także korzyści środowiskowe. Sama KE policzyła, że w skutek zaproponowanej przez nią reformy dochody rolnicze w krajach unijnej Piętnastki spadną o nie więcej niż 1 proc., a w przypadku nowych państw zwiększą się o niecałe 2 proc.

Czy czeka nas rewolucja w ramach drugiego filaru?

Nie będzie m.in. rent strukturalnych. Dodane zostaną za to działania dotyczące zarządzania ryzykiem, które m.in. umożliwią  dopłacanie do składek na ubezpieczenia rolnicze oraz, na wzór amerykański, rekompensaty na skutek utraconych dochodów. Ciekawa wydaje się metoda działania bazująca na programie Leader, czyli rozwój kierowany prze lokalną społeczność. Pozwalałby on na to, aby lokalne grupy działania wykorzystywały nie tylko pieniądze z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich, ale też z innych funduszy unijnych. Pytanie jednak czy uda się utrzymać budżet na II filar na tymczasowym poziomie. O ile na zmniejszenie pieniędzy na dopłaty bezpośrednie UE się nie zdecyduje ze względów politycznych, o tyle łatwiej jest ciąć finansowanie rozwoju.

Dla polskich rolników, którzy nadal mają duże potrzeby inwestycyjne, zmniejszenie pieniędzy na II filar byłoby szczególnie niekorzystne?

Oczywiście potrzebujemy tych  pieniędzy, ale musimy też zmienić swoje podejście do ich wykorzystania. Do tej pory naszym głównym celem było wydatkowanie wszystkich dostępnych środków. Fascynują nas wydane kwoty. Czy słusznie? Do tej pory bardzo dużo pieniędzy marnowaliśmy.

Na przykład?

W poprzedniej perspektywie finansowej było wsparcie dla gospodarstw niskotowarowych. 157 tys. gospodarstw w Polsce otrzymało  po maksymalnie 6 tys. euro. Aby dostać te pieniądze trzeba było zapewnić, że zrealizuje się jakiś cel związany z rozwojem gospodarstwa, np. odbędzie jednodniowe szkolenie. Jaki efekt przyniosło te  800 mln euro, które wydaliśmy dla tych rolników?  Mizerny efekt przyniosło też około 5 mld euro, które w sumie zostaną wydane na renty strukturalne. Tymi rentami objętych zostało tylko 2 proc. gruntów, które udało się skonsolidować tylko w nieznacznym stopniu. W tym samym czasie na modernizację gospodarstw wydaliśmy znacznie mniej pieniędzy.

 

CV

Marek Zagórski jest prezesem Europejskiego Funduszu Rozwoju Wsi Polskiej. W latach 1999–2007 pracował w resorcie rolnictwa, m.in. jako sekretarz stanu. Był też posłem na Sejm IV kadencji z ramienia Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Od 2009 r. jest prezesem SKL. Ma 45 lat, jest żonaty i ma dwoje dzieci.

Minister rolnictwa liczy na to, że w latach 2014-2020 na polską wieś trafi z Unii Europejskiej 34,5 mld euro, czyli niemal 6 mld euro więcej niż w poprzedniej perspektywie. To realne oczekiwania?

Takie zapowiedzi ministra rolnictwa to czysty PR. Mogłoby się wydawać, że Polska otrzyma dodatkowo sześć miliardów euro, bo on to wywalczył. A tak nie jest. Kwota, którą podaje jest konsekwencją mechanizmu finansowania ustalonego  Unią Europejską znacznie wcześniej. W Traktacie Akcesyjnym zagwarantowaliśmy sobie, że dopłaty bezpośrednie wypłacane z budżetu unijnego będą zwiększać się stopniowo aż osiągną poziom wyliczony w oparciu o plon referencyjny z lat 80. XX wieku. Do czasu dojścia do niego, Polska mogła dokładać brakującą część z budżetu krajowego. W tym roku z UE pochodzi 90 proc. płatności, a resztę dokładamy sami. Do 100 proc. finansowania unijnego dojdziemy w 2013 roku i nie będziemy już mogli zwiększać dopłat z budżetu krajowego.

Pozostało 91% artykułu
Fundusze europejskie
Wkrótce miliardy z KPO trafią do Polski. Wiceminister finansów podał datę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Fundusze europejskie
Horizon4Poland ’24 - fundusze europejskie na polskie projekty B+R!
Fundusze europejskie
Pieniądze na amunicję i infrastrukturę obronną zamiast na regiony
Fundusze europejskie
Piotr Serafin bronił roli regionów w polityce spójności
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Fundusze europejskie
Fundusze Europejskie w trosce o zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży