W kwietniu prezes NBP Adam Glapiński i premier Mateusz Morawiecki ostrzegali, że polskiej gospodarce grozi deflacja, czyli spadek ogólnego poziomu cen. Tymczasem roczna inflacja w pierwszej połowie tego roku jest najwyższa od ośmiu lat, a przez siedem pierwszych miesięcy ceny wzrosły w Polsce przeciętnie o 1,9 proc. – zwraca uwagę Forum Obywatelskiego Rozwoju.
W ujęciu międzynarodowym Polska plasuje się w kolejnych miesiącach bieżącego roku wśród trzech krajów o najwyższej inflacji w UE (według stosowanej w Unii Europejskiej miary zharmonizowanego wskaźnika cen konsumpcyjnych – HICP). I trudno liczyć na poprawę, bo według najnowszej prognozy Komisji Europejskiej w 2020 roku Polska pod względem wysokości tempa inflacji będzie na trzecim miejscu UE (za Węgrami i Czechami), a w 2021 roku – ex aequo pierwsza z Rumunią i Węgrami.
Inflacja obniża realną siłę nabywczą pieniądza, sprawiając, że można mniej kupić za tę samą kwotę. Polacy nie mogą jednak chronić swoich oszczędności na bezpiecznych kontach oszczędnościowych czy lokatach, bo ich oprocentowanie w największych bankach spadło niemalże lub wręcz do zera. To przede wszystkim efekt trzech obniżek stóp procentowych (stawka referencyjna została obniżona z 1,5 proc. do 0,1 proc.) – przekonuje instytut założony przez Leszka Balcerowicza. Warto jednak zaznaczyć, że według wielu ekonomistów tak mocne cięcie stóp procentowych było konieczne ze względu na walkę z gospodarczymi skutkami pandemii. Poza tym o cięciu stawek lokat decyduje też inny czynnik – rosnąca od paru lat nadpłynność banków (nadwyżka depozytów nad kredytami). Powodowała ona, że nawet bez cięcia stóp stawki lokat spadały, choć ewidentnie działania NBP to zjawisko nasiliły (zwiększyły nadpłynność banków i przyśpieszyły cięcie stawek po cięciu stóp procentowych).
Niższe stopy procentowe NBP przekładają się nie tylko na niższe oprocentowanie lokowanych oszczędności. Wpływają też pośrednio na podaż pieniądza. Niższe stopy oznaczają większą dostępność kredytu, co powoduje, że klienci zwiększają zakupy i wydatki finansowane kredytem, wskutek czego ogólny poziom cen rośnie. Dlatego też w reakcji na rosnącą inflację organy odpowiedzialne za politykę pieniężną zwykle podnoszą stopy procentowe. Czynią to po to, by zmniejszyć dostępność kredytów na rynku i tym samym zdławić inflację – przekonuje FOR.
„W Polsce realna stopa referencyjna (tj. po uwzględnieniu inflacji) oscyluje wokół zera, a nawet przyjmuje wartości ujemne już od początku 2017 r. W konsekwencji od tego czasu również oprocentowanie lokat nie pozwala na uchronienie oszczędności Polaków przed inflacją. Mimo to RPP, wybrana w całości przez polityków związanych z PiS, nie zdecydowała się na podniesienie stóp procentowych tak, by realnie były one dodatnie (tj. wyższe od inflacji). W konsekwencji w pierwszym kwartale br. inflacja, przekraczając 4 proc. r/r, była wyższa nie tylko od celu inflacyjnego NBP, lecz także od górnej granicy dopuszczalnych odchyleń (2,5 proc. ± 1 pkt proc.)” – argumentuje FOR. Przypomina, że mimo tego RPP zdecydowała się o mocny obniżeniu stóp w marcu, kwietniu i maju, co jeszcze bardziej uderza w oprocentowanie lokat i kont oszczędnościowych. Przeciętne oprocentowanie brutto lokat było w lipcu o 2,1 pkt proc. W skali roku niższe od inflacji. Ponadto od odsetek brutto oszczędzający musi zapłacić jeszcze 19-procentowy podatek, co oznacza, że faktyczna różnica między inflacją a oprocentowaniem jest jeszcze wyższa. Od stycznia br. przeciętna lokata po uwzględnieniu inflacji i podatku od zysków kapitałowych przyniosła stratę na poziomie 1,3 proc., a od początku kadencji Adama Glapińskiego – stratę równą 4 proc. – wynika z obliczeń Forum Obywatelskiego Rozwoju.