Polscy hotelarze wybierają samodzielność

Do franczyzy w hotelarstwie w naszym kraju podchodzą nieufnie zarówno właściciele budynków, jak i duże sieci. Największymi entuzjastami tej metody rozwijania sieci placówek są banki kredytujące inwestycje

Publikacja: 28.11.2007 23:32

Główną barierą dla rozwoju franczyzy jest to, że za znaną międzynarodową markę trzeba słono płacić. Czy warto? Największe i całkiem uzasadnione wątpliwości mogą mieć hotelarze z mniejszych miast czy miejscowości turystycznych, których głównymi gośćmi są Polacy. Marka Marriott czy Sheraton, która jest synonimem wysokiego poziomu usług, ale i wysokiej ceny, jest bowiem wabikiem przede wszystkim na obcokrajowców. Dlatego najczęściej na franczyzę decydują się hotele o wyższym standardzie, nastawione na obsługę zagranicznych biznesmenów.

– Chcieliśmy być rozpoznawalni dla klientów, którzy podróżują po całym świecie – przyznaje Lidia Dmowska, PR manager w hotelu Courtyard by Marriott, który mieści się przy warszawskim Okęciu. Właścicielem i zarządcą obiektu jest Port-Hotel, spółka córka Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze.

– Nie jest łatwo sprostać wymogom sieci. Często przyjeżdżają do nas anonimowi audytorzy, więc zawsze musimy być przygotowani na kontrolę. Osiągamy co roku bardzo wysokie oceny. Dlatego zarówno Marriott, jak i my jesteśmy zadowoleni ze współpracy. Planujemy dalsze projekty w Polsce, oczywiście będą to także hotele brandowe – mówi Lidia Dmowska.

Wylicza szereg korzyści płynących z tego typu zależności.

– W ramach franczyzy Marriott gwarantuje nam dostęp do międzynarodowego systemu rezerwacyjnego, program lojalnościowy, wspólne działania marketingowe i PR-owskie. Sieć zapewnia też szkolenia dla pracowników, co jest bardzo ważne, aby zagwarantować gościom usługi o najwyższym międzynarodowym standardzie – wyjaśnia Dmowska.

Na razie w Polsce prym wiodą jednak prywatni hotelarze niezwiązani z żadną siecią.

Decyzja o związaniu się z jakimś franczyzodawcą zapada zwykle już w momencie planowania inwestycji. Bowiem projekt hotelu, jego wystrój musi być zgodny ze standardami sieci, by ta zgodziła się użyczyć mu swojej marki.

– Zabija to autorski pomysł inwestora. Do tego musi on zapłacić za udostępnienie mu wszystkich informacji dotyczących technicznych i technologicznych aspektów. Kwota ta stanowić może od 5 do nawet 10 proc. wartości całej inwestycji. Do tego po uruchomieniu działalności hotelarz musi płacić od każdego sprzedanego pokoju 1-2 dolary - wyjaśnia Jerzy Miklewski, właściciel firmy Hotelon, zajmującej się doradztwem na polskim rynku hotelowym.

Tymczasem już sama budowa hotelu pochłania niebagatelne sumy.– Średni koszt stworzenia pokoju w hotelu o standardzie trzygwiazdkowym to 82-90 tys. euro, w czterogwiazdkowym zaś 120-150 tys. euro. Do tego trzeba doliczyć restaurację i zaplecze konferencyjne - mówi Franz Jurkowitsch, prezes Warimpeksu, firmy deweloperskiej, która działa m.in. w segmencie hotelowym.

Spółka posiada kapitał na budowę bądź przejmowanie obiektów, nie ma jednak wiedzy, jak je prowadzić. Dlatego współpracuje ze znanymi operatorami. Kontrakty o zarządzanie to najpopularniejszy model rozwijania sieci hotelowych w Polsce. Warimpex wraz z Vienna International rozwija sieć po markami Angelo i Andel’s. Dodatkowo Vienna zarządza innymi hotelami przejmowanymi przez Warimpex, np. Jan III Sobieski w Warszawie. Warimpex prowadzi także wspólne przedsięwzięcie z Louvre Hotels (w Polsce ma marki Premiere Classe, Campanile i Kyriad Prestige). Austriacki inwestor będzie budował hotele pod wymogi grupy hotelarskiej, ona zaś będzie nimi zarządzała. W przyszłym roku Warimpex zainwestuje u nas w hotele ok. 100 mln euro.

Standardowy kontrakt o zarządzanie zakłada, że popularna sieć wydzierżawi obiekt od właściciela i będzie nim kierować. W zamian zaś będzie płacić czynsz, najczęściej uzależniony od przychodów.

W ten sposób funkcjonuje w Polsce wiele międzynarodowych sieci, m.in. Starwood (z marką Sheraton) czy InterContinental. Rozwój tą drogą planuje także sieć Qubus Hotel, która jednocześnie podkreśla, że nie jest zainteresowana udzielaniem franczyzy.

– Do naszej sieci należy na razie tylko jeden obiekt, który nie jest naszą własnością, a którym zarządzamy – to hotel w Katowicach. Prowadzimy jednak rozmowy na temat zarządzania kolejnymi hotelami – mówi Artur Hajduk, wiceprezes sieci Qubus Hotel, która ma 12 hoteli w Polsce.

Dodaje, że zasady współpracy ustala się już na etapie planowania inwestycji. – Inwestor, który ma umowę o zarządzanie z siecią o znanej marce, jest bardziej wiarygodny w oczach banku, łatwiej mu uzyskać kredyt na budowę – podkreśla Hajduk.

To właśnie banki najczęściej naciskają na rozwijanie sieci hotelowych (w oparciu o franczyzę bądź zarządzanie).– To często główna motywacja do zakupu franczyzy. Banki kredytujące inwestycje hotelarskie narzucają obowiązek nawiązania współpracy z tzw. operatorem hotelowym (także franczyzodawcą), ponieważ ma to podwyższyć planowanie obłożenie hotelu o dodatkowe 10 proc. – wyjaśnia Jerzy Miklewski.

Główną barierą dla rozwoju franczyzy jest to, że za znaną międzynarodową markę trzeba słono płacić. Czy warto? Największe i całkiem uzasadnione wątpliwości mogą mieć hotelarze z mniejszych miast czy miejscowości turystycznych, których głównymi gośćmi są Polacy. Marka Marriott czy Sheraton, która jest synonimem wysokiego poziomu usług, ale i wysokiej ceny, jest bowiem wabikiem przede wszystkim na obcokrajowców. Dlatego najczęściej na franczyzę decydują się hotele o wyższym standardzie, nastawione na obsługę zagranicznych biznesmenów.

Pozostało 89% artykułu
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu