W przyszłym roku polska gospodarka będzie się rozwijać w wolniejszym tempie niż obecnie. Pytanie, o ile wolniej. Część ekspertów twierdzi, że będzie to ciągle ponad 4 proc. Są jednak i tacy, którzy prognozują wręcz załamanie się gospodarki i tempo wzrostu PKB na poziomie 3 proc. Im silniejsze będzie spowolnienie, tym większy wzrost bezrobocia.
Branże w pierwszej kolejności narażone na ograniczenie zatrudnienia to te, które większą część swojej produkcji przeznaczają na eksport do krajów UE. – Spowolnienie w tych krajach powoduje, że zgłaszają one mniejsze zapotrzebowanie na towary z Polski – wyjaśnia Mateusz Mokrogulski, ekonomista. Dotyczy to m.in. produkcji odzieży, wyrobów włókienniczych, skór czy mebli. Ograniczenie produkcji i – co za tym idzie – zatrudnienia czeka też najprawdopodobniej przemysł motoryzacyjny. – Konsumenci na Zachodzie gorzej oceniają swoją sytuację finansową, mniej dostępne są też kredyty. W tej sytuacji trudno oczekiwać, że popyt na samochody szybko się odrodzi – zauważa Mokrogulski. Mniejsza produkcja aut oznacza także problemy dla wytwórców części do pojazdów. – Z kolei ograniczony eksport to mniej zleceń dla firm transportowych – podkreśla Dariusz Winek, ekonomista BGŻ.
Nieco inna jest przyczyna spodziewanych kłopotów na rynku budownictwa mieszkaniowego. – Globalny kryzys spowoduje, że w Polsce także kredyty będą mniej dostępne i droższe. A to może oznaczać poważnie zmniejszenie się popytu na mieszkania – mówi Piotr Kalisz, ekonomista Citibanku. Jeśli tak się stanie, ucierpią nie tylko deweloperzy, ale także firmy zajmujące się stawianiem budynków i wykańczaniem wnętrz. Potrzeba będzie mniej materiałów budowlanych i mebli. Zresztą skutki kryzysu mogą być jeszcze gorsze. Część ekonomistów wieszczy, że polscy konsumenci poważnie ograniczą wydatki na konsumpcję i przestawią się na oszczędzanie. Wtedy ucierpiałaby większość gałęzi gospodarki, bo to właśnie konsumpcja jest, obok inwestycji, głównym motorem wzrostu PKB.
W tym kontekście trudno przewidzieć, co się będzie działo z zatrudnieniem w instytucjach finansowych. Z jednej strony należałoby oczekiwać, że kryzys finansowy to powód do ograniczania liczby etatów. Z drugiej jednak, jeśli Polacy zaczną oszczędzać, ktoś będzie musiał im zaoferować odpowiednie usługi.
Choć znaczne pogorszenie sytuacji na rynku pracy dopiero może nastąpić, już widać pierwszego tego oznaki. Jak wynika z wrześniowych badań koniunktury GUS, część przedsiębiorstw zamierza ograniczyć zatrudnienie. Takie deklaracje padają w działach produkcji: wyrobów chemicznych, maszyn i aparatury elektrycznej, artykułów spożywczych i wyrobów tytoniowych, sprzętu RTV. Zapowiedzi redukcji etatów dotyczą zarówno dużych, średnich, jak i małych firm.