[b]W gospodarce mamy co chwilę kolejne złe dane. Ale czy jesteśmy już bliżej końca kryzysu?[/b]
[b]Jurgen Fitschen:[/b] Odpowiedź na to pytanie jest warta miliony dolarów. To, co już wiemy, to fakt, że jesteśmy w środku kryzysu, który jest porównywany z tym z lat 30 ubiegłego wieku. Trwający od roku 2007 kryzys, od problemu dotyczącego jednego rodzaju aktywów przeszedł przez stadium kryzysu finansowego, aż do kryzysu realnej gospodarki. Wokół tej sytuacji narosło wiele, jak się okazało błędnych teorii, takich jak ta, że dotknie on tylko sektor finansowy, czy w końcu, że nie będzie miał wpływu na rynki wschodzące. To wszystko okazało się nieprawdą. Mamy do czynienia z kryzysem globalnym, który w ostatnich miesiącach błyskawicznie rozlał się po gospodarce realnej — i to jest nowy element, niespotykany do tej pory. Poza tą cechą, ten kryzys wybuchł z powodów znanych już z historii — boomu kredytowego i bardzo długiego okresu tzw. taniego pieniądza.
[b]Ale czy to co już widzimy uzasadnia porównanie obecnych czasów do Wielkiego Kryzysu?[/b]
Obecny kryzys wynika z nierównowagi w bilansach płatniczych. Stany Zjednoczone mają ogromny deficyt płatniczy, a kraje Azji nadwyżki. W latach 30. sytuacja była podobna, z tą różnicą, że nadwyżki posiadały Stany Zjednoczone. Ale sam poziom nierównowagi był bardzo podobny. Nowym, negatywnym zjawiskiem jest to, że wiele instrumentów na rynkach finansowych oferowano w sposób nieuregulowany. Dodatkowo sektor nieruchomości w wielu rozwiniętych krajach, a zwłaszcza w USA, determinuje kondycję całej gospodarki.
Te dwa czynniki oraz mechanizm sekurytyzacji, który umożliwił przeniesienie się kryzysu z amerykańskiego rynku nieruchomości praktycznie na cały świat oraz upadek Lehman Brothers, doprowadziły do eskalacji kryzysu finansowego, utraty zaufania w bankowości, ale także w całej gospodarce. W efekcie mechanizmy gospodarcze nie działają tak jak powinny. Ale ten kryzys nie różni się aż tak bardzo od tego, co widzieliśmy w przeszłości.