Wczoraj organizatorzy najnowszej emisji 15-letnich obligacji Skarbu Państwa na rynek europejski podsumowali tę transakcję. Aż 360 instytucji zainteresowało się polskimi papierami i chciało na nie wydać 7,5 mld euro. To sprawiło, że Ministerstwo Finansów zdecydowało się rozszerzyć pierwotną ofertę i zamiast obligacji o wartości 1 mld euro sprzedało papiery za 3 mld euro.
[srodtytul]Lepiej niż Irlandia[/srodtytul]
Wysoki popyt pozwolił obniżyć spread polskich obligacji, czyli różnicę między rentownością wynikającą z cen proponowanych przez kupujących a rentownością najbardziej płynnych i bezpiecznych papierów na europejskim rynku. Ostatecznie wyniósł on 148 pkt bazowych, choć początkowo resort sugerował organizatorom wycenę na poziomie 155 pkt bazowych. Koszt emisji był niższy niż ostatniej emisji obligacji przez Grecję (spread sięgał 250 pkt bazowych), a także bieżącej wyceny papierów Irlandii (170 pkt bazowych). Według dilerów to dowód na to, że sam fakt przynależności do strefy euro nie gwarantuje niższych kosztów pozyskiwania pieniędzy z rynku. Liczą się również fundamenty gospodarki.
Nie wszyscy analitycy zgadzają się jednak z tym, że Polska sprzedała papiery po dobrej cenie. Analitycy Morgan Stanley sugerują, że 15-letnie obligacje są tanie w porównaniu np. z papierami dziesięcioletnimi (rentowność pierwszych sięga 5,34 proc., drugich – zaledwie 4,59 proc.). – Zgadzając się na taką wycenę, polski rząd wysłał rynkom sygnał, że potrzebuje pieniędzy – uważa Regis Chatellier, strateg rynku długu w londyńskim banku. – Zamiast jednej emisji można było podzielić oferowaną pulę na dwie części i uzyskać lepszą rentowność.
Również analitycy Banku Handlowego wątpią, czy wycena była korzystna. "Duży popyt na polskie obligacje nie powinien być zaskoczeniem, biorąc pod uwagę relatywnie dobre perspektywy polskiej gospodarki na tle niektórych krajów strefy euro oraz relatywnie wysoki spread wobec rynku swapów" – napisali w dziennym komentarzu.