Niepewność co do tego, czy Irlandczycy ostatecznie dadzą się przekonać i wystąpią o pomoc finansową, widoczna była wczoraj na rynkach finansowych.
Z niepokojem oczekiwano wypowiedzi przedstawiciela rządu Irlandii, który miał wieczorem wygłosić oświadczenie w Parlamencie Europejskim. Jednak zamiast deklaracji o przyjęciu lub odrzuceniu unijnej pomocy, premier Irlandii Brian Cowan poinformował, że w przyszłym tygodniu Irlandia przedstawi plan drastycznych cięć wydatków i podwyżek podatków. – Nadal moi ministrowie dyskutują nad jego kształtem. Ten czteroletni plan powinien być gotowy w przyszłym tygodniu – stwierdził.
Zdaniem obserwatorów w Brukseli to, na czym teraz zależy Irlandczykom, to zyskanie czasu, aby dowieść, że rząd w Dublinie jest w stanie sam uratować finanse kraju. – Tak naprawdę nie rozumiem, dlaczego premier zdecydował się na to oświadczenie dzisiaj – komentował Eamon Gilmore, lider opozycyjnej Partii Pracy. W Brukseli powszechnie się uważa, że Irlandczycy, starając się zmniejszyć swoje zadłużenie, będą musieli przede wszystkim zrezygnować z rekordowo niskiego podatku CIT, który obecnie jest na poziomie 12,5 proc.
Tymczasem Olli Rehn, unijny komisarz ds. gospodarczo-walutowych, zapowiadał, że ministrowie finansów eurogrupy razem z Europejskim Bankiem Centralnym i Międzynarodowym Funduszem Walutowym pracują nad programem pomocy dla irlandzkich banków. Oczywiście pieniądze będzie można wypłacić Irlandczykom dopiero wtedy, kiedy rząd przygotuje i zatwierdzi rygorystyczny program oszczędnościowy opracowany pod kierunkiem Komisji Europejskiej i MFW. I poprosi o pomoc.
Niemcy, Hiszpanie i Portugalczycy apelowali do Irlandczyków, żeby jak najszybciej podjęli decyzję o przyjęciu pomocy, bo z powodu ich niezdecydowania cierpią także ich finanse. Przeciwna wsparciu Irlandii jest tylko Finlandia.