– Na rozpowszechnienie outplacementu w ostatnich latach duży wpływ miały polskie spółki córki międzynarodowych korporacji, które zaczęły wdrażać praktyki stosowane w centrali. Ale pomogły też unijne dotacje na programy wsparcia dla zwalnianych pracowników oraz aktywność firm rekrutacyjnych, które ratując w kryzysie swój biznes, zaczęły też oferować outplacement – mówi Agnieszka Jagiełka, partner zarządzający DBM Polska, spółki, która specjalizuje się w usługach outplacementu.
Według najnowszych, przeprowadzonych na jej zlecenie badań (uczestniczyło w nich 500 firm z całego kraju), już 48 proc. pracodawców korzysta z usług wsparcia dla zwalnianych pracowników.
To prawie dwa razy więcej niż w 2005 roku. Jak wynika z badania, najwięcej, bo 61 proc. firm korzysta z indywidualnego wsparcia przeznaczonego głównie dla kadry menedżerskiej (zwłaszcza zarządzającej) i specjalistów. Grupowe programy outplacementu, stosowane najczęściej przy zwolnieniach w zakładach produkcyjnych, zleca 16 proc. pracodawców. Co czwarty z nich korzystał zarówno z grupowych, jak i indywidualnych usług wsparcia.
Według DBM problemem nadal jest weryfikacja jakości usług, które kosztują przeciętnie równowartość jedno-, dwumiesięcznego wynagrodzenia wspieranego pracownika. Czasem jako outplacement sprzedaje się krótkie warsztaty z pisania CV i listu motywacyjnego połączone z informacją o portalach rekrutacyjnych i dostarczeniem określonej liczby ofert pracy.
– Dobry outplacement zawiera też coaching kariery, czyli gruntowną analizę dotychczasowej pracy i analizę alternatywnych ścieżek kariery, oraz wsparcie w procesie docierania do pracodawców. Nie powinien stawiać sobie za główny cel znalezienie pracy jak najszybciej, ale znalezienie pracy jak najlepszej. Tak by nie trzeba było jej zmieniać po miesiącu czy dwóch. To w praktyce oznacza poszukiwania trwające od kilku do kilkunastu miesięcy – podkreśla Agnieszka Jagiełka.