Rząd ogranicza wydatki na inwestycje ze względu na konieczność cięcia deficytu i zakończenie przedsięwzięć na Euro 2012 i nakazuje samorządom ograniczyć zadłużanie. Z kolei firmy z obawy przed brakiem popytu na ich towary nie inwestują na takim poziomie, jak się spodziewano. To wszystko plus obawy o trwałość strefy euro powoduje, że prognozy wzrostu na przyszły rok są coraz gorsze.
Po raz trzeci prognozy dotyczące produktu krajowego brutto w 2012 roku zweryfikował w dół NBP. Według banku w przyszłym roku wzrost PKB z 50-proc. prawdopodobieństwem znajdzie się w przedziale 1,9 – 4,5 proc. W lutym ten przedział wynosił 2,3 – 4,8 proc., a w październiku – 2,8 – 5,5 proc. Do 3,7 proc. z wcześniejszych 4 proc. obniżył też swój szacunek BZ WBK. – W drugiej połowie przyszłego roku inwestycje finansowane przez rząd i samorządy gwałtownie się obniżą, co wpłynie na spadek dynamiki wzrostu inwestycji z 9 proc. w tym do 8,3 proc. w przyszłym roku – wyjaśnia Piotr Bujak, ekonomista BZ WBK.
Zdaniem prof. Dariusza Filara, byłego członka RPP, obecnie nie widać u nas motorów, które by pchnęły naszą gospodarkę w stronę boomu. – Firmy, na które wszyscy liczyli, zachowują się racjonalnie – wyjaśnia ekonomista. – Nie widzą sygnałów, że popyt na ich produkty się zwiększy, nie mają więc powodów, aby inwestować. Jednocześnie przekonały się, że zachowanie płynności w trudnych czasach jest najważniejsze.
Jeszcze większym pesymistą jest prof. Witold Orłowski, ekonomista PwC. – Gospodarka w przyszłym roku będzie rosła nieco powyżej 3 proc. – wyjaśnia. – Oprócz ograniczenia inwestycji także wysoka inflacja przyczyni się do obniżenia dynamiki PKB.