Thomas Mirow, obecny prezes Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju nie chce oddać swojego stanowiska. Kondycja Mirowa kończy się 30 czerwca. Nazwisko nowego prezesa poznamy najpóźniej 19 maja,
Tym razem jednak były niemiecki minister finansów będzie musiał sam przekonać udziałowców banku, że będzie najlepiej, jeśli pozostanie on na drugą kadencję. Sam Mirow przyznaje, że będzie to trudne, bo w 2008 roku, kiedy został wybrany doszło do układu między Berlinem a Paryżem: Dominique Strauss Kahn zostanie dyrektorem generalnym Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a dotychczasowy prezes EBOR Jean Lemierre (który także nie chciał ustąpić) odejdzie, zostawiając stanowisko dla Mirowa. Niemcy jednak zgodzili się pod naciskiem Nicolasa Sarkozy, że będzie to tylko jedna kadencja. — Moją kandydaturę zaoferuję teraz udziałowcom banku — mówił Mirow w wywiadzie dla „Financial Times".
Tyle, że zasługi Mirowa są niezaprzeczalne. EBOR pomógł krajom, w których działa przetrwać kryzys, między innymi dzięki powstrzymaniu eksodusu zachodnich banków z Europy Środkowej i Wschodniej. W tym roku, kiedy ta tendencja ponownie się nasiliła, EBOR po raz kolejny wykazał aktywność pozyskując do współpracy MFW, EBI i EBC.
Doskonałe są również finansowe wyniki banku — w I kwartale zysk wyniósł rekordowe 637 mld euro, o 300 mln więcej, niż rok wcześniej w tym samym okresie. Rekordowe były również inwestycje — 1,9 mld euro w 2011, podczas gdy w 2010 wyniosły one 1,1 mld euro.
W ubiegłym roku akcjonariusze — 63 rządy oraz UE i EBI wysoko ocenili działalność banku i zdecydowali, że zostanie ona rozszerzona na kraje Afryce Północnej, gdzie doszło do zmian władz wiosną 2011. — To była trudna kadencja — mówi teraz Mirow, ale wiem, że została dobrze oceniona. I nie ukrywa, że Niemcy powinni skorzystać z okazji, aby zatrzymać zarządzanie EBOR.