W ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku domy i biura maklerskie zarobiły na czysto 291,7 mln zł. Rok wcześniej było to 522 mln zł. Przedstawiciele branży twierdzą, że najbliższe miesiące wcale nie będą lepsze. Nie dziwi więc fakt, że część domów maklerskich myśli o zwolnieniach.
– Czasy są bardzo trudne i część domów maklerskich musi szukać oszczędności, to pewne. Zwłaszcza brokerzy, którzy opierają się na tradycyjnym pośrednictwie w transakcjach giełdowych i wprowadzaniu spółek na rynek giełdowy. Niektóre z tych firm zapewne już teraz rozważają redukcję zatrudnienia – mówi Grzegorz Łętoch, prezes Związku Maklerów i Doradców.
Przedstawiciele domów maklerskich podkreślają, że bardziej prawdopodobna jest jednak na razie obniżka płac. W tym roku także premie dla brokerów mają zmaleć.
Radosław Olszewski, prezes DM BOŚ, przypomina, że część zmienna pensji maklerów, w tym premie, pośrednio zależą od koniunktury rynkowej. Ta ostatnio nie rozpieszcza brokerów. Obroty na warszawskim rynku akcji są o prawie 25 proc. mniejsze niż rok temu Do tego nakłada się praktycznie martwy rynek publiczny. – W tym roku ze względu na zdecydowanie słabszą koniunkturę w wielu obszarach premii nie będzie lub będą zdecydowanie mniejsze niż w ubiegłym – mówi Olszewski.
Przedstawiciele domów maklerskich niechętnie rozmawiają o zarobkach. Przyznają jednak, że rozpiętość płac w branży jest ogromna. Jak mówią, początkujący makler w punktach obsługi klienta może liczyć na zarobek 2,5–4 tys. zł miesięcznie. Tutaj praca i zarobki są w dużej mierze zbieżne z tymi, jakie otrzymują doradcy klienta w bankach. Druga grupa to maklerzy, którzy obsługują aktywnych klientów indywidualnych. Ci mogą liczyć na płace na poziomie 5–10 tys. (plus premie). Największe pieniądze to jednak domena maklerów obsługujących klientów instytucjonalnych. Ich zarobki jednak też są bardzo zróżnicowane, w zależności od domu maklerskiego, od stażu pracy i przede wszystkim – umiejętności pracy z zarządzającymi.