Sprzedaż detaliczna w USA zwiększyła się we wrześniu o 1,1 proc., po wzroście o 1,2 proc. w sierpniu. Tak rozrzutni Amerykanie nie byli już od dwóch lat. Wtedy poprawa ich nastrojów okazała się krótkotrwała, ale tym razem może być inaczej. Kondycja finansowa amerykańskich gospodarstw domowych wyraźnie się bowiem polepszyła.
Tego zdania jest m.in. ceniony amerykański ekonomista Mark Zandi. – Oddłużanie się gospodarstw domowych w dużej mierze dobiega już końca – twierdzi założyciel firmy analitycznej Economy.com, dziś części agencji ratingowej Moody's.
Według niego odtąd konsumenci znów będą wsparciem amerykańskiej – i pośrednio całej światowej – gospodarki, a nie jej hamulcowym. A teorię, jakoby USA czekała „epoka lodowcowa", czyli wieloletnia stagnacja spowodowana oszczędnością konsumentów, będzie można włożyć między bajki. – Amerykański konsument znów idzie na ratunek słabnącej gospodarce – wtóruje mu Andrew Grantham, ekonomista z banku inwestycyjnego CIBC World Markets.
Niewiarygodne dane
W ostatnich tygodniach rzeczywiście o optymizm było w USA łatwo. Obok doniesień o sprzedaży detalicznej pozytywnie zaskakiwało wiele innych danych. Najpierw niespodziewany spadek stopy bezrobocia we wrześniu do 7,8 proc., z 8,1 proc. w sierpniu i 8,3 proc. w lipcu. Według sondażu wśród gospodarstw domowych, na podstawie których Urząd Statystyki Pracy (BLS) oblicza ten wskaźnik, we wrześniu w USA przybyło 873 tys. miejsc pracy, najwięcej od czerwca 1983 r.
Te odczyty były tak zaskakujące, że Jack Welch, były prezes wielobranżowego koncernu General Electric, a dziś autorytet w dziedzinie zarządzania, zasugerował na Twitterze, że „goście z Chicago" – czyli zwolennicy Baracka Obamy – manipulują danymi. Na miesiąc przed wyborami prezydenckimi wyraźna poprawa koniunktury na rynku pracy wydaje się sprzyjać reelekcji obecnego gospodarza Białego Domu. Teorię spiskową podchwycili zajadli krytycy Obamy. Większość ekonomistów uznało ją jednak za nonsens.