Od kilku lat Hongkong na potęgę pożycza kontynentalnym Chinom. Obecnie są to środki w wysokości 165 proc. PKB, około 450 mld dolarów. Według krajowego regulatora 40 proc. hongkońskich banków pożycza Chinom. Obecnie 20 proc. środków tego sektora finansowego jest zaangażowana w chińskie inwestycje. W 2007 roku dla porównania było to 4 proc.
Dla gospodarki Hongkongu może to być bardzo niekorzystna symbioza. Zbyt duża zależność od pozostałej części Chin może skończyć się źle w sytuacji, gdy chińskie finanse okazują oznaki przemęczenia. Plotki o niewypłacalności banków, problemy z sektorem parabankowych inwestycji WMP, pierwsze w historii upadłości przedsiębiorstw – gospodarka Państwa Środka przechodzi transformację, ale ten proces może wymagać pewnych poświęceń. Ekonomia Hongkongu zwalnia, a banki coraz bardziej wikłają się w kredyty udzielane Chinom.
Oprocentowanie kredytów w kontynentalnych Chinach jest o wiele wyższe niż w HK, do tego umacniający się wobec dolara juan nie pomaga eksporterom. Wystarczy jednak raportować zawyżone dane o poziomie eksportu i przywozić do kraju więcej juanów niż rzeczywiście uzyskano w wyniku wymiany z zagranicznymi partnerami. Dodatkowa porcja gotówki pochodzi właśnie z banków w Hongkongu. Te kwoty można z kolei inwestować w coraz bardziej podejrzany sektor chińskiej parabankowości.
Pożyczanie w Hongkongu rozpoczęło się na większą skalę na przełomie 2008 i 2009 roku. Od 2010 systematycznie rosło, by obecnie osiągnąć poziom ponad półtora raza wyższy od PKB kraju. Chiny pracują obecnie nad osłabianiem swojej waluty i skutki tej strategii mogą odbić się nie tylko na bankach z Hongkongu, ale także na kolejnych pod względem wielkości pożyczkodawców Chin. Są nimi Wielka Brytania – 193 mld dolarów, USA – 83,7 mld i Japonia – 64,5 mld. Choć razem te kwoty nie dorównują 450 mld dolarów, jakie w Chiny zainwestowały hongkońskie banki, widać, że związki Hongkongu z brytyjskim imperium są wciąż bardzo mocne.