Prof. Dominika Latusek-Jurczak: Zaufanie w sektorze finansowym nie może być ślepe

W sektorze finansowym mamy regulacyjne tsunami, zalew danych i raportów, ale pomiędzy aktorami rynku brakuje informacji zwrotnej i dialogu – zauważa prof. Dominika Latusek-Jurczak z Akademii Leona Koźmińskiego.

Publikacja: 20.02.2024 03:00

Prof. Dominika Latusek-Jurczak: Zaufanie w sektorze finansowym nie może być ślepe

Foto: mat. pras.

Skąd w ogóle pomysł na badania dotyczące zaufania w sektorze finansowym?

Żyjemy w narracji kryzysu zaufania w wielu obszarach, także tym finansowym, co potwierdzają m.in. badania socjologiczne. Ludzie od lat deklarują coraz niższy poziom ufności, chociaż z drugiej strony tak samo korzystają z usług publicznych, usług finansowych itp. Wobec tych obaw o kryzys zaufania Komisja Europejska zleciła projekt badawczy TiGRE (Trust in Governance and Regulation in Europe), który był realizowany w dziewięciu krajach, a w Polsce przez mój zespół badawczy.

Okazało się, że w Polsce owo zaufanie istnieje. To zaskakujący wynik?

Rzeczywiście, zaskakujący, bo zaczynaliśmy od założenia myślowego, że będzie źle. A okazało się, że nie jest najgorzej. Przy czym trzeba zaznaczyć, że my nie patrzyliśmy na trójkąt obywatel–instytucje finansowe–nadzór. Skupialiśmy się na relacji pomiędzy podmiotami regulowanymi sektora finansowego a nadzorem. I w tych relacjach jednak znaleźliśmy zaufanie. Może ono nie jest bardzo wysokie, szału nie ma, ale najważniejsze, że jest. Teraz możemy rozmawiać o tym, czy poziom jest adekwatny, czy należy go zwiększać itp.

Jak wypadamy na tle innych krajów?

Mieścimy się w dolnych granicach średniej, nie odstajemy zbyt mocno. O ile obecnie w wielu krajach mocno spolaryzowany i emocjonalny dyskurs polityczny powoduje, że szybciej wyciąga się negatywne wnioski na temat zaufania, o tyle okazuje się, że biznes toczy się swoim rytmem, jest mniej nacechowany skrajnymi emocjami i opiera się na kompetencjach.

Czytaj więcej

Rynek kapitałowy upomina się o atencję ze strony rządzących

Poziom zaufania w finansach zależy od ludzi po dwóch stronach czy od regulacji?

Zdecydowanie od obu tych kwestii. Tu trzeba sobie zadać pytanie, co kształtuje zaufanie. Mamy zawsze dwie strony: tego, który ufa, i tego, który jest odbiorcą zaufania. Po stronie odbiorcy najważniejsza jest wiarygodność składająca się z trzech elementów. Po pierwsze, liczą się kompetencje, umiejętności, fachowość i profesjonalizm. Po drugie, chodzi o sferę intencji, czyli dobrej woli wobec partnerów i całego rynku. Czy działasz dla długoterminowego dobra mojej firmy i społeczności, dla rozwoju rynku? I trzeci, miękki obszar, to zasady etyczne i wartości. Oczywiście w każdym z zakresów mamy część regulacyjną, czyli prawną, która jest punktem wyjścia, bez czego nie można nawet rozpocząć współpracy na regulowanym rynku. Ale późnej już od konkretnej osoby zależy, w jaki sposób twarde zapisy są wcielane w życie i egzekwowane, jak widać w codziennym działaniu kompetencje, dobrą wolę, jak widać wymiar zasad i etyki.

Jakie podmioty obejmuje badanie? W Polsce to banki i Komisja Nadzoru Finansowego?

Najbardziej przyglądaliśmy się bankom i fintechom, a po stronie nadzoru na poziomie krajowym w Polsce to KNF, ale patrzyliśmy także na nadzór na poziomie europejskim, bo on na rynkach finansowych jest też bardzo istotny. Pytaliśmy też o zaufanie do ministerstw adekwatnych dla danego obszaru regulacji, do parlamentu, czyli do tego, kto tworzy regulacje i prawo, do sądów, do ciał akredytujących i certyfikujących, bo to też ważni gracze współtworzący architekturę zaufania na rynku, choć nie zawsze widoczni.

Czy któryś z tych podmiotów po stronie nadzoru jest obdarzany mniejszym zaufaniem niż inne?

Trzeba zacząć od tego, co wyraźnie widać w naszych wynikach: zawsze zaufaniu towarzyszy duży poziom uważności, czujności. Czyli nie jest to ślepe zaufanie, na zasadzie „nie sprawdzam, bo ufam”. To jest takie zaufanie, któremu towarzyszy monitoring, aktywność, dialog, czyli ja deklaruję zaufanie, ale jednocześnie jestem z tą drugą stroną w komunikacji, sprawdzam na bieżąco, co druga strona robi. W naszych badaniach wyszło, że w przypadku nadzoru na poziomie krajowym i europejskim, ministerstw, organizacji certyfikujących i sądów zaufanie jednak przewyższa czujność. Czyli dajemy kredyt zaufania, ale on jest oparty na wiedzy i komunikacji. Jedynie w przypadku parlamentów we wszystkich badanych krajach jest odwrotnie – czujność przewyższa zaufanie.

Czy to może wynikać z tego, że w parlamencie powstają ustawy, które nie muszą być korzystne dla banków? W Polsce takim przykładem były wakacje kredytowe.

Trudno powiedzieć, bo nie mamy tak szczegółowych danych, ale nie sądzę, aby wiązało się to z konkretnymi rozwiązaniami prawnymi. Przecież wynik wskazujący na zaufanie niższe od czujności w stosunku do parlamentów jest widoczny we wszystkich badanych krajach. Może chodzi o generalnie mniejszą przewidywalność i chwiejność ciał, w których toczy się gorąca debata polityczna. Może to właśnie powoduje większą ostrożność ze strony aktorów sektora finansowego.

Jeśli wewnętrzne zaufanie w sektorze finansowym jest na niskim poziomie, to co można zrobić, by podnieść ten poziom? I czy w ogóle należy dążyć do jak najwyższego poziomu?

Może zacznę od drugiego pytania, które jest niezwykle ważne, a odpowiedź nie jest oczywista. Dużo się pisze i mówi o kryzysie zaufania, że powinniśmy ufać więcej itp. Ale moim zdaniem dużo ważniejszy jest jednak poziom wiarygodności drugiej strony. Jeśli ktoś jest wiarygodny, to zaufanie pojawi się samo. Nie chcemy i nie powinniśmy ufać na ślepo, za wszelką cenę.

Trzeba zasłużyć na zaufanie?

No właśnie, trzeba być wiarygodnym. Skupmy się przede wszystkim na tym, by być godnym zaufania. Po tym zastrzeżeniu możemy się zastanowić, co zrobić, by poziom zaufania był jednak wyższy. Przede wszystkim na rynkach finansowych zaufanie musi być funkcjonalne, opierać się na wzajemnej czujności i ostrożności, a także bardzo dobrej komunikacji. Im więcej aktywnego dialogu, wymiany informacji, tym więcej zrozumienia, wiarygodności i zaufania.

Jak jest z tą komunikacją? Banki są w stałym kontakcie z nadzorem finansowym, zgodnie z wymogami regulacyjnymi raportują ogromną ilość informacji itp. To wystarczy?

W naszych badaniach zidentyfikowaliśmy tu pewien problem. Na dziś opieramy się raportowaniu ilościowemu, nadzór otrzymuje suche, numeryczne raporty, m.in. z informacjami na temat wskaźników zarządzania ryzykiem. Systemy „mielą” te dane, a jeśli coś jest nie tak, zapala się „czerwona lampka”, nawiązywany jest kontakt, by wyjaśnić, co się stało. Ale gdy świeci się „zielona lampka”, to często nie dzieje się nic.

Podmioty nadzorowane, które wkładają wiele wysiłku w raportowanie, mogą mieć wrażenie, że ich praca idzie w próżnię. Brakuje informacji zwrotnej, feedbacku, wniosków, które mogłyby się stać podstawą do dialogu i rozmowy. Trochę wygląda to tak, że pod presją transparentności mamy niekończący się cykl raportowania, udostępniania danych, rejestrów itp. Ale po części oznacza to po prostu zalew informacji, z których zdaje się niewiele wynikać.

Spójrzmy na chwilę z punktu widzenia klientów, którzy ze strony nadzoru dostają wnikliwe raporty o ogólnej, systemowej sytuacji sektora. Ale nie ma informacji o kondycji poszczególnych banków, o ile nie dzieje się nic złego. Może warto byłoby to zmienić?

Trudno odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie, bo mamy tu dwie przeciwstawne tendencje. Z jednej strony rzeczywiście są takie oczekiwania społeczne, nie tylko w sektorze finansowym, coraz większej regulacji kolejnych sfer życia. Chcielibyśmy, by ktoś zapewniał nam poczucie bezpieczeństwa, certyfikował wiarygodność, podawał gotowe recepty, kto jest godny, a kto nie jest godny zaufania. Ale z drugiej strony to może być droga donikąd, prowadząca do błędnego koła biurokracji. Mamy coś, co nazywamy regulacyjnym tsunami, coraz więcej uregulowań, coraz więcej informacji, coraz bardziej szczegółowych. I trochę odchodzimy od rozumienia zaufania, o czym mówiłam wcześniej. Bo ono jest funkcjonalne, ma sens, gdy towarzyszy mu uważność. Klienci, konsumenci też powinni wkładać pewien wysiłek, muszą zachować tę czujność, starać się rozumieć produkty i usługi, zaufanie nie może być ślepe.

Czy praca nad zaufaniem wewnątrz sektora finansowego przyczynia się do tego, że jest ono większe także na zewnątrz, ze strony konsumentów?

Zdecydowanie tak, bo to zaufanie między nadzorem a podmiotami regulowanymi jest fundamentem zdrowego sektora finansowego, poprawia jego kondycję, sprawia, że jego wiarygodność rośnie. W końcu o to właśnie chodzi.

CV

Prof. dr hab. Dominika Latusek-Jurczak

Jest kierownikiem Centrum Badań nad Zaufaniem w Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Skupia się nad badaniem praktyk zarządzania w relacjach międzyorganizacyjnych i teorią zaufania. Członek Światowej Akademii Młodych Uczonych. Profesor wizytujący w GOVTRUST na Uniwersytecie w Antwerpii. Była stypendystką Fundacji Fulbrighta na Uniwersytecie Stanforda i laureatką stypendium MNiSW dla wybitnych młodych naukowców.

Skąd w ogóle pomysł na badania dotyczące zaufania w sektorze finansowym?

Żyjemy w narracji kryzysu zaufania w wielu obszarach, także tym finansowym, co potwierdzają m.in. badania socjologiczne. Ludzie od lat deklarują coraz niższy poziom ufności, chociaż z drugiej strony tak samo korzystają z usług publicznych, usług finansowych itp. Wobec tych obaw o kryzys zaufania Komisja Europejska zleciła projekt badawczy TiGRE (Trust in Governance and Regulation in Europe), który był realizowany w dziewięciu krajach, a w Polsce przez mój zespół badawczy.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Finanse
Co się dzieje z cenami złota? Ma być jeszcze drożej
Finanse
Blisko przesilenia funduszy obligacji długoterminowych
Finanse
Babciowe jeszcze w tym roku. Ministerstwo zapewnia, że ma środki
Finanse
Wschodzące gwiazdy audytu według "Rzeczpospolitej"
Finanse
Szanse i wyzwania na horyzoncie