Zawirowania na rynku polskich skarbówek można śmiało przyrównać do sytuacji na stacjach paliw. Żartobliwie można powiedzieć, ze oba rynki mają nową cechę wspólną: rentowność papierów dziesięcioletnich – podobnie jak wcześniej ceny benzyny – zyskała „ósemkę” z przodu.
Choć we wtorek po południu ich dochodowość spadła, sięgając 7,66 proc., to wcześniej chwilowo wynosiła nawet 8,16 proc., co oznaczało pogłębienie bezprecedensowej wyprzedaży tych papierów. Rentowność dziesięciolatek wyszła powyżej szczytu po upadku banku Lehman Brothers i najwyżej od 2002 r. Przyczyną były czynniki zewnętrzne.
– Głównym powodem wzrostu rentowności są ubiegłotygodniowe decyzje banków centralnych, na czele z Fedem, który podniósł stopy powyżej oczekiwań, bo o 75 punktów bazowych – komentuje Karol Paczuski, zarządzający funduszami w Uniqa TFI.
Jednocześnie na podwyżki zdecydowały się banki Anglii i Szwajcarii, a jastrzębi zwrot zapowiedział EBC. W takim otoczeniu podatny na niekorzystne wiadomości i płytki rynek obligacji w Polsce mocno się przecenił, jednak czynniki krajowe miały znaczenie drugorzędne. – Przy niskich obrotach inwestorzy zażądali za pożyczanie rządowi wyższej premii – zauważa Paczuski.