Luksusowa marka, która okazała się pierwszą ofiarą kryzysu w świecie mody. Choć wcześniej udało mu się sprzedać akcje, to jednak zawsze będzie kojarzony jako geniusz mody, którego biznes jednak okazał się kompletnym niewypałem.
Na początku grudnia sąd ogłosił upadłość likwidacyjną firmy, zgodnie z którą ponad 100 pracowników marki znanej głównie z odzieży i dodatków zostanie zwolnionych, jedynie kilkunastu utrzyma zaś zatrudnienie, aby nadzorować umowy licencyjne na choćby produkcję perfum.
Lacroix był projektantem kostiumów teatralnych, pracował też w domach mody Hermes i Emilio Pucci. Własną firmę założył w 1987 r., w latach 90. kupił ją koncern LVMH, który z kolei w 2005 r. sprzedał ją amerykańskiej Falic Group.
W 2008 r. firma zanotowała 10 mln euro straty netto przy przychodach ok. 30 mln euro. Chwytała się wszystkiego, aby przetrwać, choć rynek bardzo źle odebrał stworzenie dwóch zapachów dla masowego Avonu. Przed ogłoszeniem likwidacji marka Christian Lacroix była warta 70 mln euro.
pm
[srodtytul]Ogrywanie giganta
Olli-Pekka Kallasvuo, prezes Nokii[/srodtytul]
Do fińskiego koncernu wciąż należy 37 proc. światowego rynku komórek. Ta liczba jednak spada. Nokia wyraźnie przegrywa na najbardziej lukratywnym rynku tzw. smartfonów, czyli zaawansowanych komórek, które zapewniają np. dostęp do Internetu czy pozwalają instalować dodatkowe, przydatne użytkownikom aplikacje. Rok logo Nokii widniało na 42,3 proc. tego typu sprzętu sprzedawanego na całym świecie. W ciągu zaledwie 12 miesięcy ta liczba zmniejszyła się do 39,3 proc.
Jednak najboleśniejszą porażkę Nokia odniosła w USA. Jej udział w tamtejszym rynku smartfonów to zaledwie 3,9 proc. Konkurencyjny Research In Motion, producent najbardziej poszukiwanego gadżetu mijającego roku telefonów Blackberry, może pochwalić się 51-proc. udziałem w rynku, a Apple ze swoim iPhone’em – 29,5 proc. Analitycy wskazują, że oprócz udziałów w rynku pod rządami Olli-Pekka Kallasvuo ucierpiał też wizerunek Nokii, która w USA i Europie jest po prostu niemodna, a urządzeń tej marki nie wypada mieć.
tbo
[srodtytul]Niewykorzystana szansa na sukces
Didier Lombard, prezes France Telecom[/srodtytul]
Od lutego 2005 r. kieruje największym we Francji operatorem łączności. Problemy pojawiły się w tym roku. France Télécom stracił pozycję monopolisty, w sektorze łączności nastąpiła prawdziwa rewolucja techniczna, a dyrekcja operatora zapomniała o ludzkim traktowaniu załogi – a tylko we Francji to 102 tys. osób.
Program nadrabiania zaległości do konkurentów „Time to move”, zmuszający średnią kadrę kierowniczą do zmiany miejsca pracy co trzy lata, różne oszczędności w czasach kryzysu wywołały ogromny stres wśród załogi. W ciągu dwóch lat 25 pracowników koncernu popełniło samobójstwo, co Lombard określił jako „modę” czy „spiralę śmierci”. Potem przepraszał za swe słowa, ale niesmak pozostał. Musiał się tłumaczyć przed ministrem pracy i przed prezydentem. A miał wszelkie dane, by być człowiekiem sukcesu.
Rada dyrektorów operatora mianowała od 1 stycznia dyrektorem generalnym Stephana Richarda, który na wiosnę 2011 r. przejmie pełne stery w FT od Lombarda. Program „Time to move” oczywiście zawieszono.
p.r.