Sytuacja nie wygląda różowo, nawet jeśli uwzględnimy fakt, że na ubiegłorocznych wpływach z początku roku zaważyła jednorazowa wpłata blisko 4 mld zł akcyzy. Wniosły ją firmy tytoniowe z powodu wzrostu stawki tego podatku. Tegoroczne przychody budżetu i tak są niższe.
Zdaniem ekonomistów to świadczy o marazmie, w jakim tkwi nasza gospodarka – firmy przespały początek roku, nie było inwestycji ani zwiększonych zakupów. A rosnące bezrobocie i spadające de facto płace zniechęciły Polaków do zakupów.
– Kondycja polskiej gospodarki nie jest oszałamiająca – ocenia Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ. – Zadyszka w gospodarce światowej, która coraz bardziej się uwidacznia, przekłada się na nasz rynek. Sytuacja przedsiębiorstw wcale się nie poprawia, trwa restrukturyzacja, w ramach której ludzie ciągle tracą pracę. Myślę, że to potrwa co najmniej do połowy roku.
Od początku roku mamy też do czynienia z umacnianiem się naszej narodowej waluty, co z kolei powoduje, że także eksporterom nie wiedzie się najlepiej i rewelacyjnych zysków nie notują.
To wszystko niestety przekłada się na słaby wzrost wpływów z CIT – po lutym do państwowej kasy wpłynęło tylko 400 mln zł więcej niż po lutym 2009 roku. Z kolei dochody z podatków od zwykłych Kowalskich spadły w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku o 150 mln zł. – Skoro bezrobocie wzrosło tylko w lutym o 50 tys., to trudno oczekiwać lepszych wyników PIT – mówi ekonomista BGŻ. Poza tym – jak podkreśliła wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska – trwa kampania “szybki PIT”, toteż wszyscy, którym fiskus miał oddać podatek, już udali się do urzędów skarbowych i zażądali zwrotu nadpłat. A obowiązujące w Polsce ulgi podatkowe, zwłaszcza prorodzinna, sprzyjają możliwości uzyskania wysokich zwrotów.